Pustka połączona z ciszą
Opowiem ci o niezwykłym rejonie Islandii. O Fiordach Zachodnich: ogromnym Ísafjarðardjúp, sporych Arnarfjörður i Jökulfirðir oraz tych małych, lecz bajecznie pięknych, jak mój ulubiony Önundarfjörður. To najstarsza geologicznie i, w moim odczuciu, najbardziej atrakcyjna turystycznie część Islandii – wyspy, którą turyści zwykle objeżdżają dookoła drogą krajową nr 1 i są przekonani, że zobaczyli wszystko. A ja myślę, że nie ujrzeli zbyt wiele. Bo region Fiordów Zachodnich oferuje taki rodzaj bliskości gór i oceanu, która tworzy niepowtarzalny klimat. Tu dominują wzgórza i woda. Nie ma tu źródeł geotermalnych (są pojedyncze miejsca z gorącą wodą), ruchów płyt tektonicznych, nie ma żadnych trzęsień ziemi, nie wybuchnie tu też wulkan. Jest w zasadzie pustka połączona z ciszą.
“Zostanie tylko wiatr”
Mieszkam w Ísafjörður, największym mieście tego rejonu Islandii. Największym, bo liczącym prawie 3 tysiące mieszkańców. W sezonie jednego dnia przybywa tu nawet trzy razy więcej turystów niż liczy populacja Ísafjörður, zwykle na statkach wycieczkowych. Choć jest to urokliwe miejsce i chyba najbardziej malowniczo położone ludzkie siedlisko Fiordów Zachodnich, nie o tym mieście chcę pisać. Chcę opowiedzieć ci o miejscach, które tutaj odkryłem, a których nie polecają żadne przewodniki turystyczne. O miejscach idealnych dla samotników. O tej potrzebie samotności, którą trzeba w sobie mieć, by mieszkać tu na stałe, ciekawie pisali w swojej książce Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak „Zostanie tylko wiatr”.
Dzień pierwszy: napęd na cztery koła, wełniane swetry i maskonury
Jeśli decydujesz się na obejrzenie Fiordów Zachodnich i lądujesz na międzynarodowym lotnisku, wypożycz dobre auto z napędem na cztery koła, a na zwiedzanie zarezerwuj sobie trzy lub cztery dni. Jadąc ze stolicy, kieruj się na północ do miejscowości Búðardalur. W Búðardalur znajdziesz sklep ze wspaniałymi wełnianymi swetrami, które można kupić chyba najtaniej na wyspie – za 22 tysiące ISK. Potem skieruj się do skrzyżowania dróg zaraz za Króksfjarðarnes. Tam droga nr 60 daje wybór dojazdu na północ regionu. Polecam na niej zostać i nie skręcać w 61. Dzięki temu zobaczy się Fiordy Zachodnie od południa, a droga powrotna będzie łatwiejsza. Pozostając na sześćdziesiątce, już po kilkunastu minutach można się zorientować, że trafiło się do niezwykłej krainy.
Droga na pierwszym odcinku jest trudna, z wieloma podjazdami i zjazdami, jednakże widoki warte są tej podróży. Pierwszym miejscem, w którym można zjeść obiad w restauracji i zatankować samochód, jest Flókalundur. Jeśli chcesz potem zmierzać dalej na zachód w stronę słynnego Látrabjargu, jest to jednocześnie ostatnie miejsce z dostępną stacją paliw. Co dalej? Niespiesznie drogą 62 ku rozwidleniu, gdzie należy skręcić w 612 – i tu zacznie się prawdziwa przygoda z Fiordami Zachodnimi. Ta droga kończy się właśnie na Látrabjargu, gdzie można potem długo spacerować szczytami klifów, obserwując liczne ptactwo, w tym najbardziej znane z tamtego regionu maskonury.
Nie zapomnij o napędzie na cztery koła
Krok wstecz: na dzikim zachodzie
Ale cofnijmy się krok wstecz. Jest tu dużo więcej atrakcyjnych miejsc, do których nie każdy zagląda. Za malowniczym wrakiem statku Garðar skręć w wąską, wijącą się w dół, drogę 614, by dotrzeć na piaszczyste wybrzeże Rauðisandur, po którym można spacerować godzinami. Ponieważ plażę przecina większy strumień wody, aby przejść ją wzdłuż, należy być gotowym na zdjęcie butów i brodzenie w wodzie. Przy plaży znajduje się dobre miejsce na pierwszy nocleg. To Melanes Camp Cite: trzy dwuosobowe domki i przestrzeń na polu namiotowym. Problematyczna jest tam kwestia wody oraz prysznica. Alternatywą jest droższy, lecz równie urokliwy Hótel Breiðavík położony przy kolejnej piaszczystej plaży. Jeśli wybierzesz to drugie miejsce, po obejrzeniu Rauðisandur wróć na drogę 612 i po noclegu, z samego rana, zajrzyj do położonego nieco dalej Látrabjarg. Gwarantuję, że nie będzie tam turystów, którzy docierają tam nieco później, jadąc z rejonu stołecznego, by obejrzeć klify. Tymczasem wielbiciele kameralnych plaż powinni pojechać drogą 615 w kierunku miejsca zwanego Kollsvík. Tam dociera naprawdę garstka podróżnych. To cudowne miejsce jest jednocześnie małe i imponujące. To tam, a nie przy Látrabjargu, będziesz na naprawdę na dzikim zachodnim krańcu rejonu Islandii, który opisuję.
Dzień drugi: rzeźby, potwory morskie i wodospad
Kolejnego dnia skieruj się do Patreksfjörður, gdzie możesz zrobić zakupy, zjeść ciepły posiłek i zatankować auto. Ruszając dalej drogą 63, zwróć uwagę na miejsca, które są pomijane, a emanują pięknem, kilka kilometrów za wioską Tálknafjörður. Z miejscowości Bíldudalur wiedzie trudna, lecz wyjątkowej urody droga szutrowa nr 619, u której kresu znajduje się Samúel Jónsson’s Art Farm z nietuzinkowymi rzeźbami. Czegoś podobnego nie ma raczej w innej części Islandii. By zobaczyć to miejsce, trzeba oczywiście przekalkulować czas podróży. We wspomnianym Bíldudalur warto zajrzeć do Skrímslasetrið, czyli muzeum potworów morskich. Nie wiem, czy widziałem na Islandii coś bardziej ekscentrycznego.
Kierując się dalej na północ, jedzie się drogą nr 63, która połączy się ponownie z drogą 60. Po drodze, po lewej stronie znajdziesz malowniczą szopę – Abandoned Barn Fossfjörður. To jeden z bardziej rozpoznawalnych punktów tego rejonu. Jeżeli chcesz znaleźć się w pobliżu wodospadu Dynjandi, zjedź z drogi 60.
U kresu drogi 626 znajduje się piękna plaża Sæból, którą możesz znaleźć, wybierając w nawigacji nazwę “Ingjaldssandur”. Zaręczam ci, że w tym miejscu – tak jak w Kollsvíku – nie spotkasz żywego ducha. Po powrocie na drogę 60 wjedzie się do najpiękniejszego według mnie fiordu Önundarfjörður. W tej okolicy jest sporo miejsc, gdzie można spędzić kolejną noc.
Już dziś zaplanuj długo wyczekiwaną podróż
Dzień trzeci: dachy pokryte trawą, lodowiec i…
Trzeci dzień warto poświęcić na największe miasto Fiordów Zachodnich wraz z jego okolicami. Czeka tu na ciebie Sjóminjasafnið Ósvör z malowniczymi czarnymi domkami o dachach pokrytych trawą. Za miejscowością Bolungarvik droga się rozwidla. Jedna odnoga prowadzi w dół do kameralnej plaży Skálavík (mojej ulubionej samotni tutaj), a druga w górę do miejsca wyjątkowej ekspozycji – to Bolafjall, z którego to wzgórza w pogodne dni rozpościera się niebywale piękny widok na Hornstrandir, dziki i niezamieszkały półwysep. Można go zwiedzić, lecz nie jest to łatwe. Z Ísafjörður do stolicy wiedzie asfaltowa i dobrze utrzymana droga 61 z mnóstwem pejzażowych atrakcji. Jeśli natomiast chcesz poznać drogę dla prawdziwych samotników i skręcić za Arngerðareyri Kastallin w drogę 635, możesz znaleźć kolejny całkiem odludny fragment tego rejonu, dojeżdżając do jedynego dużego lodowca na Fiordach Zachodnich, czyli Drangajökull.
Oczywiście w przypadku tej wycieczki pobyt tutaj się wydłuży, więc być może zdecydujesz się na czwarty nocleg – w miejscowości Hólmavík? Na pożegnanie po śniadaniu możesz przejechać się niebywale piękną drogą 643 do wspomnianego wcześniej Djúpavíku albo jeszcze dalej, do Norðurfjörður. Stamtąd już powrót do centralnej Islandii wspomnianą drogą 61.
Na zawsze
Fiordy Zachodnie najlepiej zwiedzać w maju lub na początku czerwca. Potem robi się w niektórych miejscach tłoczniej. Jednocześnie przybycie tutaj dość wcześnie może uniemożliwić odwiedzenie na przykład Norðurfjörður. W połowie maja w ostatnim momencie zawróciłem z trasy, gdy nagle wszystko pokryło się śniegiem, łącznie z moim samochodem na letnich oponach. Obejrzenie oszałamiającej panoramy z Bolafjall w tym czasie też może być trudne. Droga na to wzgórze jest bardzo długo zamknięta. Bywa, że nawet do końca maja.
Opisane i ukochane przeze mnie miejsca pozwolą ci poczuć jednoczesny majestat i kameralność Fiordów Zachodnich. To część Islandii, do której dociera naprawdę niewielki procent turystów. Piękna i wymagająca – bez względu na to, czy tu mieszkasz, czy tylko podróżujesz. Zapewniam jednak, że jest to Islandia, która zapadnie w pamięć na zawsze.