Dzisiaj słowo „dom” ma dla mnie inne znaczenie – to miejsce, w którym czuję się dobrze. Mogę powracać i do Kenii, i do Polski, i do Australii. Mój dom to dziś cały świat. I to daje mi psychiczne poczucie bezpieczeństwa, że mogę iść własną drogą.

Jedna rzecz, bez której nie ruszasz się w podróż?

Dziennik i pióro. Chyba bardziej pióro — żeby móc spisywać wszystkie swoje historie.

A jaka jest Twoja historia?

Zaczęła się w Chorzowie, ale szybko poprowadziła mnie dalej, przez Australię, gdzie studiowałam projektowanie mody, po Paryż, gdzie przez sześć lat reprezentowałam największe marki modowe na świecie. Spędzałam czas pomiędzy Mediolanem, Paryżem i Nowym Jorkiem. Ale w pewnym momencie ta praca zaczęła tracić głębszy sens. Chciałam pracować w modzie, ale zupełnie inaczej. Intuicja podpowiedziała, że to nie jest już moja droga. I tak, w 2018 roku, ruszyłam w stronę Afryki.

Dlaczego akurat tam?

Chciałam zostawić coś po sobie. Zrobiłam rachunek sumienia, zrozumiałam, że nie wybuduję studni ani domu, ale mogę podzielić się wiedzą. I tak powstał pierwszy pomysł. Wyjechałam do Ugandy na miesiąc, by stworzyć ekonomiczną produkcję płaszczy przeciwdeszczowych.

To ogromna zmiana. Czy rzeczywistość była zgodna z oczekiwaniami? 

Coraz częściej się przyznaję, że z Ugandy wyjechałam jako typowy biały zbawiciel, który miał swoje założenia i nie wsłuchał się tak dokładnie w styl życia drugiego człowieka. Wróciłam do Paryża z podkulonym ogonem. Ale już rok później znowu mnie ciągnęło do Afryki: tym razem za swój cel obrałam Kenię, zahaczając znowu o Ugandę.

Dlaczego mimo wszystko wróciłaś?

Wydawało mi się, że jestem świadomą podróżniczką, ale wtedy uzmysłowiłam sobie, jak ważne jest nieocenianie drugiego człowieka przez pryzmat samego siebie. Że „inny” wcale nie znaczy gorszy albo lepszy. A wolniej nie znaczy gorzej, tylko inaczej.

W 2020 roku postawiłam wszystko na moją działalność charytatywną. I jak tylko granice po pandemii zostały otwarte, przeprowadziłam się do Mombasy. To ona skradła mi serce i była moim zmanifestowanym miejscem, w którym chciałam żyć: w domu pod palemką, blisko oceanu, ze słońcem, które mocno świeci każdego dnia.

© Maja Kotala

Jak wyglądają Twoje działania w Kenii?

Prowadzę dwa projekty. Pierwszy to program edukacyjny Sewing Together, który aktywizuje zawodowo kobiety, najczęściej te, które nie miały szansy na edukację.

W wielu społecznościach to mężczyźni mają pierwszeństwo do nauki, bo edukacja na każdym poziomie jest płatna. Kobieta ma później być pod opieką mężczyzny, ale jak to wygląda w praktyce, możemy się tylko domyślać.

Dlatego uczymy dziewczyny fachu: szycia, projektowania, tworzenia szablonów, ale też tego, jak założyć biznes. Wspólnie tworzymy kolekcje, które sprzedajemy w Polsce, a zysk wraca do Kenii i motywuje kolejne kobiety do działania.

© Maja Kotala

A drugi projekt?

To Rajd Viktoria, który walczy z ubóstwem menstruacyjnym. To temat globalny, ale w Afryce Wschodniej dramatycznie obecny. Dziewczyny używają do zabezpieczenia liści, piasku czy piór, tylko po to, żeby móc pójść do szkoły.

Wiem, że jeżeli się to czyta, to może ukłuć w sercu. Ja wolę patrzeć na to jak na ogromny potencjał. Te dziewczyny chcą zmienić swoje życie, tylko trzeba im dać narzędzie. Dlatego zaczęłyśmy szyć podpaski wielorazowego użytku. Skala nas przerosła, w samej Kenii milion dziewczynek opuszcza zajęcia z powodu braku zabezpieczenia.

Poszłyśmy więc o krok dalej: zamiast dawać gotowe podpaski, uczymy kobiety, jak je samodzielnie szyć. W ramach miesięcznego rajdu jeździmy od miejsca do miejsca, zakładamy i wyposażamy miniszwalnie, prowadzimy zajęcia z szycia ręcznego i na maszynie, uczymy też podstaw edukacji seksualnej, której tam po prostu brakuje.

Do tej pory, przez trzy edycje rajdu, założyłyśmy 27 miniszwalni i przeszkoliłyśmy 3,5 tys. kobiet w Kenii, Rwandzie, Ugandzie, Tanzanii, Malawi i Mozambiku.

© Maja Kotala

Który moment po przybyciu do Kenii szczególnie zapadł ci w pamięć?

Za drugim razem, gdy leciałam do Kenii, zabrałam ze sobą mamę. Kiedy wyszłyśmy z samolotu, mama spojrzała na mnie i od razu zobaczyła błysk w oku, moją radość. A ja wtedy głęboko zaczerpnęłam powietrza, co wydaje się dziwne, bo przecież to powietrze jest bardzo wilgotne, wręcz duszne, ale wtedy naprawdę poczułam się jak u siebie.

Między nami zrobiło się takie ciche porozumienie. Ona poczuła spokój. Chociaż dla wielu osób w Polsce to, co robię, może się wydawać egzotyczne albo niebezpieczne, dla niej najważniejsze było to, że ja jestem szczęśliwa. I kiedy zobaczyła, że jestem dokładnie tam, gdzie chcę być, pozwoliła mi iść dalej swoją drogą.

© Maja Kotala

Bycie u siebie, dobrostan – jak się tego nauczyłaś?

Każdy ma swoją ścieżkę. Ja długo walczyłam z presją, żeby się szybko dookreślić. Dzisiaj słowo „dom” ma dla mnie inne znaczenie – to miejsce, w którym czuję się dobrze. Byłam na terapii, podczas której zrozumiałam, że powracać mogę i do Kenii, i do Polski, i do Australii. Mój dom to dziś cały świat. I to daje mi psychiczne poczucie bezpieczeństwa, że mogę iść własną drogą.

Dopiero się uczę codziennego dbania o siebie. Przez lata miałam wrażenie, że jestem niezniszczalna, a moje działania są ważniejsze niż ja sama. Te kobiety, z którymi pracuję, mają ogromne wyzwania, więc siebie stawiałam na końcu. Dopiero teraz dociera do mnie, jak ważne jest zdrowie fizyczne i psychiczne. I że o siebie też trzeba zadbać.

Jak duży masz zespół, ktoś ci pomaga?

Jeżeli chodzi o Sewing Together, jestem takim solowizjonerem, który jednak większość rzeczy robi samemu. Ale współpracuję też z Fundacją Heart Kenya, która zwalcza handel ludźmi. I tutaj Sewing Together jest programem prewencyjnym, który zabezpiecza kobiety, dając im możliwość zarobków w kraju.

Mam też wspaniałe wsparcie mojej mamy, która jest księgową i pomaga mi prowadzić finansowe kwestie. Pojawiają się również piękne osoby, jak np. Dominika Bogucka z butiku charytatywnego Deszczu Kropelką, z którą współpracuję, pokazując, jak modą można zmieniać świat nie tylko w Kenii, ale i w Polsce.

© Maja Kotala

A jeżeli chodzi o rajd?

To są wolontariusze, którzy mogą się zgłosić na jakiś odcinek rajdu, więc dla chętnych zawsze znajdzie się miejsce. Ale proszę się najpierw zastanowić, czy jest się gotowym w taki teren pojechać.

Jeżeli ktoś czuje, że to dla niego, to co ma zrobić, żeby dołączyć?

Najpierw zachęcam do obejrzenia filmu z ostatniego rajdu. Trwa 30 minut i pokazuje drugą stronę projektu, prawdziwe emocje, ciężką fizyczną i psychiczną pracę, spotkania z kobietami o trudnych historiach. I te historie trzeba potem dźwigać na swoich barkach, więc to jest duża odpowiedzialność.


Na stronie mkotala.com jest i nasz sklep charytatywny, i zakładka o Rajdzie Victoria. Wszystko tam jest opisane, można się też odezwać bezpośrednio do mnie i wtedy możemy się zastanowić, co możemy razem zrobić.


A dobre momenty? Te, które dają siłę i uskrzydlają?

Zdecydowanie Mombasa. Rajdy są krótkie, intensywne, nie ma czasu na głębszą relację. A tam tworzy się prawdziwa więź, szczególnie z dziewczynami z mojej szkoły: Judith, Felice, Marthą, Karen i Juni.

To są kobiety, które mi zwróciły życie. Przechodziłam moment wypalenia zawodowego, straciłam wiarę w swoją misję. A one, swoim zaangażowaniem i tym, jak bardzo chcą zmienić swoje życie, przywróciły mi sens działania.

Jednym z najpiękniejszych momentów było, to gdy jedna z moich uczennic nazwała swoją córeczkę moim imieniem, i teraz w szkole są dwie Maje. To oczywiście nie jest coś, czego bym oczekiwała, ale wzruszyło mnie to tak bardzo, że kiedy usłyszałam o tym, będąc w Ugandzie, krzyknęłam z radości tak głośno, że ona chyba to poczuła aż w samej Kenii.

© Maja Kotala

Menstruacja wciąż bywa tematem tabu. Jak wchodzić w lokalną społeczność z tak delikatnym tematem, nie naruszając granic?

Tego nauczyła mnie Uganda. To była ważna lekcja pokory. Od tamtej pory mocno pracuję nad zmysłem obserwacji. Kiedy trafiam do nowego miejsca, najpierw obserwuję: kobiety, rytuały, codzienność. Zadaję pytania, czasem podchwytliwe, żeby wyczuć, jak daleko można pójść w rozmowie.

Myślę, że mam w sobie coś, co ułatwia mi ten kontakt, intuicję, uważność, ale też energię, którą się dzielę. To sprawia, że kobiety bardzo szybko się przede mną otwierają. Kiedy dochodzi do tego szacunek wobec ich wierzeń i religii, naprawdę można zacząć działać razem.

W wielu wsiach wszystko obraca się wokół Boga. Dziecko pojawia się wtedy, kiedy Bóg chce. I ja tego w żaden sposób nie podważam, po prostu uzupełniam to o wiedzę, że Bóg też stworzył nasz cykl, te 28 dni.

Dzięki takiemu podejściu, z poszanowaniem lokalnej kultury, można przekazać również wiedzę medyczną. Wiedzę, którą my mamy i którą one mogą wykorzystać, nie tracąc nic ze swojej tożsamości.

Jak pomagać mądrze?

Nie każdy musi pomagać w Afryce. I warto to sobie jasno powiedzieć. Najlepiej zacząć od siebie. Zastanowić się: czym się pasjonujesz, co umiesz robić, co wiesz, czym możesz się podzielić. Bo jeżeli pomoc wypływa z nas, to potem tej pomocy się nie żałuje.

Ja jestem otoczona ludźmi, którzy pomagają mi na różne sposoby. Czasem ktoś po prostu napisze na Instagramie: „Co u Ciebie słychać?”. I to też jest pomoc. Żyjemy w takim pędzie, że zapominamy, jak ważne potrafi być zwykłe pytanie.

Czasem wystarczy się do kogoś uśmiechnąć na ulicy. Nie wiemy, co się dzieje w drugim człowieku. A może ten uśmiech odmieni mu dzień? Może ten człowiek zrobi coś niesamowitego tylko dlatego, że miał lepszy nastrój?

Pomagać można też w ramach swojego zawodu. Kiedy mam problemy zdrowotne, piszę SMS do mojego lekarza i on coś mi zawsze doradzi. I to też jest pomoc z jego strony. Najlepiej zacząć od siebie, od swojego miasta, swojego kraju. A dopiero potem, jeśli ta potrzeba ciągle w nas rośnie i nie daje spokoju, wtedy można myśleć o wyjeździe.

Gdzie wyjeżdżasz na wakacje? W ciepłe miejsca, a może tam, gdzie można odpocząć od upałów?

Oj, ja jestem totalnie rozpieszczona temperaturą. W Mombasie mamy 30–32 stopnie, więc jak przyjeżdżam do Polski, to zamarzam. Dosłownie.

Jak mam okazję, to uciekam gdzieś, gdzie mogę pływać na kicie. Byłam na przykład na Teneryfie. Bo ja nie umiem leżeć, mój mózg dalej wtedy pracuje. A jak już się zmęczę fizycznie, popływam kilka godzin, to dopiero wtedy czuję, że odpoczywam.

Ty też chcesz otworzyć serce i umysł na nowe?

A co byś powiedziała komuś, kto odwiedza Kenie turystycznie? 

Mam dużo do powiedzenia, bo trochę czuję się jak „mama bear”, która chroni to miejsce, w którym mieszka. Po pierwsze: traktuj drugiego człowieka jak siebie samego. To, że mamy inny kolor skóry, nie znaczy, że jesteśmy inni. Jak mówią w Kenii, jeżeli ktoś przetnie sobie palec, kolor krwi jest ten sam.

Więc nie róbmy zdjęć wszystkiemu i wszystkim, tak jak my nie chcielibyśmy, żeby ktoś obcy robił zdjęcia nam albo naszym dzieciom na placu zabaw w Polsce. Wiem, że te dzieciaki są przecudowne, ale nie zdajemy sobie sprawy, jaką możemy im wyrządzić krzywdę. Wrzucone do sieci zdjęcia tworzą gotowe portfolio dla porywacza albo dla złodzieja. Bo skoro biały człowiek przyjechał, to na pewno coś dał.

A jeśli już mówimy o darach, to ja zawsze mówię głośno: „nie” cukierkom. Te dzieci nie mają jak potem zadbać o zęby. Dużo lepiej kupić im owoce, są wszędzie, zdrowe, pełne witamin. Albo trzcinę cukrową, którą można gryźć i przy okazji czyścić zęby.

Nie twórzmy iluzji, że w Polsce mamy lepiej. Jest po prostu inaczej. Wiem, że wielu z nas pamięta czasy, kiedy z Niemiec przychodziły paczki i wszystko wydawało się lepsze, ale my mieliśmy perspektywę, że może kiedyś sami tam pojedziemy. Te dzieci nie wyjadą do Polski. Nie róbmy im złudnych marzeń.

Pokażmy im raczej, jak piękny jest ich kraj. Skoro my, biali, jemy dokładnie to samo, co oni. Nie przywoźcie też pluszaków. Nikt ich tu przecież nie pierze. Kupujcie rzeczy lokalne, wspierajcie lokalny rynek kobiety, mężczyzn, którzy sprzedają swoje rzeczy na ulicy.

Po prostu jedźmy z otwartym umysłem i sercem. Pobądźmy z tymi ludźmi, pobawmy się z dziećmi. Jedźmy po doświadczenia, a nie tylko po ładne zdjęcia.


Maja Kotala – projektantka mody, aktywistka, ukończyła szkołę projektowania mody w Sydney, a doświadczenie w zawodzie zdobyła w Paryżu. W 2018 zdecydowała posłuchać wewnętrznego głosu który doprowadził ja aż do Kenii w której mieszka i prowadzi szkole aktywizacji zawodowej Sewing Together w Mombasie. Od lat również walczy z ubóstwem menstruacyjnym w Kenii, Ugandzie, Rwandzie, Tanzanii, Malawi, Madagaskarze i Mozambiku. Jak widać, Afryka skradła jej serce i w nim codziennie wybija rytm.


Przeczytaj również:

Hanna Sieja-Skrzypulec

Literaturoznawczyni, copywriterka i instruktorka pisania. Autorka „Twórczego pisania na gruncie polskim”, scenariuszy filmowych oraz artykułów poświęconych kreatywności. Kocha mikropodróże, szwendanie się po miastach oraz wędrówki przez pola i lasy. Lepiej nie pytać jej o drogę.

Instagram

Szukasz konkretnego miejsca?