Podróżowanie, spotkania z ludźmi z innych kultur, życie na różnych kontynentach – to wszystko otwiera nam oczy, oswaja z odmiennością, rozbudza ciekawość i chęć poznania, pozwala nabrać perspektywy do naszej codzienności. Budując samoświadomość, odkrywamy głębokie potrzeby i nowe sposoby na dobrostan.

Jak doświadczenie życia na różnych kontynentach wpłynęło na Pani postrzeganie dobrostanu? Czego możemy się nauczyć na ten temat od innych kultur?

Dobrostan jest wielowymiarowy – może mieć wymiar związany z chwilową przyjemnością, ale także głębszy, związany z poczuciem sensu życia, spełnienia.

Na pewno podejście do dobrostanu jest silnie warunkowane przez kulturę, a nawet przez klimat, w jakim ludzie żyją. Dobrym przykładem są kraje takie jak Kostaryka, słynąca z długowieczności, opisana w projekcie „Blue zones”, w którym bada się życie stulatków, czy Norwegia, gdzie funkcjonuje koncepcja friluftsliv, czyli przekonanie, że nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie, a kontakt z naturą zawsze jest niezbędny do zachowania równowagi.

Zrozum „friluftsliv”!

Czy to oznacza, że jeden uniwersalny przepis na dobrostan nie istnieje?

Kultura kształtuje nasze normy – czyli to, co uważamy za akceptowalne, pożądane czy właściwe. Przykładowo w niektórych krajach skracanie dystansu fizycznego i serdeczne gesty, jak poklepanie po ramieniu czy powitanie pocałunkiem, są naturalnym wyrazem bliskości i troski, podczas gdy gdzie indziej mogą być odbierane jako przekroczenie granic. Nawet w kwestii zdrowia psychicznego – w jednej kulturze otwarte rozmowy o trudnościach emocjonalnych będą akceptowane i uznawane za wspierające dobrostan, podczas gdy w innej pozostają tabu.

Dlatego właśnie spotkania z ludźmi żyjącymi zgodnie z innymi wartościami, podróżowanie, życie na różnych kontynentach – to wszystko otwiera nam oczy, poszerza horyzonty. Pokazuje, że nie musimy podążać tylko utartymi ścieżkami. Możemy świadomie wybierać, jak chcemy żyć, czym chcemy się kierować i co naprawdę daje nam szczęście.

ewa stelmasiak ekspertka dobrostanu i wellness siedzi na plaży
[c] Ewa Stelmasiak

Blue zones („niebieskie strefy”) to obszary świata, w których ludzie żyją wyjątkowo długo, często przekraczając nawet 100 lat. Naukowcy badający te miejsca próbują odkryć sekret długowieczności mieszkańców, analizując ich dietę, styl życia i relacje społeczne. Kostaryka, a zwłaszcza region Nicoya, jest jedną z pięciu słynnych „niebieskich stref”, gdzie odsetek stulatków jest wyjątkowo wysoki.


Co jeszcze wpływa na postrzeganie dobrostanu?

Stosunek do pracy. W krajach protestanckich, takich jak Niemcy czy Holandia, etos pracy i indywidualny sukces często stawia obowiązki zawodowe wysoko na skali wartości. Inaczej jest tam, gdzie społeczności są bardziej nastawione na czerpanie radości z życia i relacje. Na przykład w Grecji mamy pojęcie „meraki”, które oznacza robienie czegoś z zaangażowaniem, bez żadnego konkretnego celu poza przyjemnością. Może to być żeglowanie, jedzenie oliwek – coś, co daje nam radość tu i teraz.

W dużych miastach i w społeczeństwach zachodnich, życie we wspólnocie jest rzadsze, ale możliwe. Znam społeczności z południa Francji, gdzie wzajemna pomoc wynika z lokalnej tradycji. Przynosi to liczne korzyści – od wsparcia materialnego i emocjonalnego, przez sąsiedzką pomoc, po wspólną organizację ważnych wydarzeń, takich jak śluby czy przeprowadzki.

Jest nam lepiej, gdy budujemy więcej jakościowych relacji?

W modelu, z którego korzystam, dobrostan składa się z trzech wymiarów: fizycznego, psychicznego i relacyjnego. Te wszystkie elementy są ze sobą ściśle powiązane. Upraszczając – właśnie tam, gdzie więzi i relacje są silne, ludzie doświadczają większego dobrostanu niż tam, gdzie dominuje hiperindywidualizm.

Jakie nawyki pomagają troszczyć się o te wymiary naszego życia?

Pierwsza rzecz, którą polecam to pielęgnowanie doceniającego stanu umysłu, czyli zauważanie i skupianie się na tym, co dobre. To może być praktyka wdzięczności, ale też po prostu regularne zwracanie uwagi na pozytywy – coś, co mocno wpisuje się w założenia psychologii pozytywnej.

Druga ważna praktyka to bycie wyrozumiałym wobec siebie, podejście określane jako self-compassion. Chodzi o zauważanie własnego człowieczeństwa i dawanie sobie przyzwolenia na przeżywanie trudnych emocji. Im szybciej damy sobie prawo do przeżycia tych emocji, tym szybciej one miną i łatwiej będzie nam wrócić do dobrego funkcjonowania.

Naucz się „meraki”

Po trzecie sprawianie sobie przyjemności – pozwalanie sobie na zdrowy hedonizm. To mogą być drobne rzeczy robione zarówno indywidualnie, jak i wspólnie z innymi.

Jak wspominałam, niezwykle istotne są relacje. Warto dbać o to, by mieć kilka bliskich osób, którym można powiedzieć dosłownie wszystko, nawet rzeczy, które wydają się nam wstydliwe. Mieć tę pewność, że zostaniemy przyjęci z otwartym sercem i bez oceniania.

I wreszcie piąte – to zdrowy styl życia, czyli dbanie o higienę snu oraz aktywność fizyczną, dopasowaną do własnych potrzeb i upodobań. Nie na zasadzie, że wszyscy biegają, więc ja też muszę biegać. Jeśli ktoś lubi spacery po lesie, niech spaceruje po lesie i to wolno – ważne, by była to aktywność, która daje nam prawdziwą przyjemność. Do tego dochodzi oczywiście dieta – najlepiej zrównoważona, bogata w białko i warzywa, ale przede wszystkim dostosowana indywidualnie, bo przecież każdy organizm jest inny.


Jeżeli interesuje Cię więcej sposobów na to, jak zadbać o swój dobrostan, przeczytaj inne wywiady na ten temat ze specjalistami. Rozmawialiśmy m.in. z Eli Wierkowską – doświadczoną nauczycielką jogi i mentorką, z dr Małgorzatą Wypych – psycholożką i prezeską Mental Health Center, z dr Lidią D. Czarkowską – psycholog, socjolog i antropolog oraz z dr Krzysztofem Wojewodzicem, psychologiem i  prezesem Escola S.A.


W jaki sposób dbać o dobrostan podczas częstych podróży służbowych?

Przy częstych lotach kluczowa jest higiena związana z jet lagiem. Możemy wcześniej stopniowo przesuwać godziny snu, by przygotować organizm na nową strefę czasową, zwłaszcza przy dłuższych wyjazdach. Przy czym istotne jest zarządzanie ekspozycją na światło dzienne, które reguluje nasz wewnętrzny zegar. Zimą, przy wylocie z Polski, warto skorzystać ze specjalnych lamp imitujących światło słoneczne lub mieć melatoninę na trudności z zaśnięciem. Polecam też unikać spotkań biznesowych w dniu przylotu, dając sobie czas na aklimatyzację.

Poza tym warto praktykować „osadzanie się w sobie”. Czasami w psychologii używa się określenia „wewnętrzny dom” – na miejsce, które jest w nas, w którym czujemy się bezpieczni, spokojni i uregulowani. Chodzi o świadomą umiejętność osiągania stanu odprężenia. Według teorii poliwagalnej odpowiada za to nerw błędny brzuszny.

Poznaj bliżej małe społeczności we Francji

Warto świadomie oceniać, czy jesteśmy w stanie regeneracji, czy może stale tkwimy w permanentnej mobilizacji. Mobilizacja sama w sobie nie jest zła – jest niezbędna do działania – ale musi być równoważona spokojem i regeneracją, inaczej szybko doprowadzi do wewnętrznego przeciążenia.


Teoria poliwagalna to teoria stworzona przez prof. Stephena Porgesa, która wyjaśnia, jak układ nerwowy reaguje na stres, bezpieczeństwo i relacje społeczne. Nazwa odnosi się do nerwu błędnego (łac. nervus vagus), który jest najdłuższym nerwem w naszym ciele, biegnącym od pnia mózgu aż do brzucha i kontrolującym reakcje na poziomie fizjologicznym (np. bicie serca, oddychanie czy trawienie). Aktywacja tej części układu nerwowego pozwala m.in. radzić sobie ze stresem i szybciej się regenerować. Nerw błędny można świadomie stymulować, np. poprzez spokojny oddech, medytację lub śpiew.


Sam proces podróżowania może być odprężający?

Podróż samolotem często stwarza unikalną sytuację, w której nikt od nas niczego nie chce, nikt nie dzwoni, niczego nie musimy. Jesteśmy odcięci od typowych bodźców, zostaje tylko to, co dzieje się w samolocie. Takie chwile warto wykorzystać jako okazję do medytacji. Pozwolić umysłowi odpocząć i dać sobie chwilę na niczym nieskrępowane bycie – jakbyśmy stali na klifie, patrząc na piękny nadmorski widok. Sama często doświadczam wtedy takich momentów uważności: myślę o tym, że gdzieś tam jest słońce, czuję łączność ze światem.

Ewa Stelmasiak ekspertka w dziedzinie dobrostanu i wellbeingu na rowerze
[c] Ewa Stelmasiak

Łączność ze światem?

Istnieje coś takiego jak „overview effect” – zjawisko, którego doświadczają astronauci podczas lotów kosmicznych. Polega ono na tym, że patrząc na Ziemię z perspektywy kosmosu, odczuwają oni głębokie wzruszenie i zachwyt, widząc, jak piękna i krucha jest nasza planeta. Można powiedzieć, że ma to duchowy, wzniosły wymiar. Podróż samolotem to nie podróż kosmiczna, ale myślę, że w jej trakcie możemy przeżyć coś podobnego – patrzymy na świat z góry i kontaktujemy się zarówno z sobą, jak i z czymś większym od nas samych.


Overview effect to zjawisko psychologiczne, którego doświadczają astronauci, widząc Ziemię z kosmosu. Frank White Opisał je w latach 80., zauważając, że planeta wydaje się wtedy krucha i bez granic, co wywołuje uczucie jedności z całym światem i zmienia spojrzenie na życie. Edgar Mitchell (Apollo 14) i Chris Hadfield (ISS) mówili o głębokiej zmianie świadomości, prowadzącej do troski o środowisko naturalne i pokój.


Podsumowując, podczas częstych podróży służbowych znaczenie ma higiena jet lagu i praktyka osadzania się w sobie.

I jeszcze trzecia technika, o której chciałabym wspomnieć w tym kontekście – to rytuały. One mają niezwykłą moc, ponieważ dają strukturę naszemu życiu, zwłaszcza kiedy jest ono pełne chaosu, nieprzewidywalności i częstych zmian.

Rytuały dają poczucie bezpieczeństwa i ciągłości. Jeśli na przykład mam codzienny rytuał picia herbaty ziołowej przed snem w fotelu, to nic nie stoi na przeszkodzie, by powtarzać go także w hotelu podczas delegacji. Tak samo z innymi rytuałami – bieganie rano, palenie świeczki, czytanie książki. Ważne, by rytuały najpierw wypracować sobie na co dzień. Dzięki nim nawet w podróży możemy zakotwiczyć się w czymś stabilnym, dając naszemu układowi nerwowemu jasny sygnał: „wszystko jest w porządku, znam to, jestem bezpieczna”.

Ewa Stelmasiak ekspertka w dziedzinie dobrostanu i wellbeingu na plaży
[c] Ewa Stelmasiak

Jaka jest w takim razie różnica między rytuałami a rutyną?

Działania rutynowe i rytuały cechuje to, że przychodzą nam łatwo, są w pewnym stopniu zautomatyzowane, bezrefleksyjne. Rytuał ma jednak pewne cechy, które są opisane i zbadane np. że robimy coś świadomie, z pewną intencją. Czyli zapalam świeczkę z intencją, żeby się wyciszyć i poczuć dobrze. Jest w tym też pewna doniosłość, której rutyna nie posiada. Jeśli robię coś, bo wiem, że w ten sposób się samoreguluję i wracam do siebie — to jest właśnie mój rytuał.

A jak to się ma do wyjazdów integracyjnych? Czy one faktycznie budują dobrostan, czy raczej to kolejny element rutyny?

W czasach pracy zdalnej, hybrydowej i zespołów rozproszonych wyjazdy integracyjne są niezwykle ważne. Niestety, w naszej kulturze wciąż pokutuje schemat integracji poprzez alkohol – przekonanie, że aby naprawdę się otworzyć, trzeba się razem napić. Alkohol może zdejmuje hamulce, ale istnieje dużo więcej lepszych sposobów na zdrową integrację i długofalowy dobrostan. 

Dobre podróże integracyjne powinny być elementem szerszej kultury dobrostanu w firmie, a nie przypadkowymi imprezami.

Jak one mogą wyglądać?

Warto projektować je świadomie – włączając zajęcia i warsztaty budujące relacje, np. wspólne aktywności fizyczne, gry zespołowe czy spotkania, podczas których można otwarcie i konstruktywnie rozmawiać. Dobrze zaplanowane wyjazdy pomagają tworzyć kulturę otwartości, bezpieczeństwa emocjonalnego i wzajemnego wsparcia.

Tu warto dodać, że świetnym sposobem na budowanie tych pozytywnych, jakościowych relacji, może być wspólne zaangażowanie w wolontariat. W moim autorskim podejściu do dobrostanu, oprócz „wellbeing” – czyli dbania o własne dobre samopoczucie – jest jeszcze „welldoing”, czyli czynienie dobra dla innych. Mówiąc najprościej, wellness (dobre życie) to właśnie połączenie wellbeing i welldoing. Badania naukowe potwierdzają, że bezinteresowne działanie na rzecz innych zwiększa poczucie szczęścia, podnosi samoocenę, wydłuża życie, a równocześnie zmniejsza poziom stresu, ciśnienia krwi, czy nawet depresji.

Ważnym aspektem takich wyjazdów jest także zadbanie o zdrowe wybory żywieniowe. To, czy w trakcie przerw mamy dostęp do owoców, warzyw i zdrowych przekąsek, czy raczej ciastek i chipsów. Bo ostatecznie kultura dobrostanu polega na stworzeniu takiego środowiska – zawodowego czy społecznego – w którym zdrowy wybór jest naturalny i prosty, a nie wymaga od nas dodatkowego wysiłku.

Czy nowe otoczenie może nas wspierać w zmienianiu nawyków?

To stabilność sprzyja budowaniu fundamentów, które przydadzą się właśnie wtedy, gdy pojawia się wyzwanie np. daleka podróż służbowa lub nowa sytuacja jak wyjazd integracyjny. Jeśli to mamy wypracowane, łatwiej będzie nam przyjąć inspirację płynącą z podróży. Jeżeli jednak w nowym otoczeniu mamy sprzyjające warunki i np. normą społeczną jest aktywność, bo wszyscy jeżdżą na rowerze, albo też w naszym otoczeniu wszyscy starają się zdrowo odżywiać i mamy wokół siebie dobre przykłady (role models), to łatwiej stać się aktywnym i zdrowiej się odżywiać. Inaczej niż w otoczeniu, w którym – jak np. w USA – gdzie w wielu miejscach nie ma chodników, co zmusza do jazdy samochodem, a fast foody są łatwo dostępne. Wpływ otoczenia na zdolność wprowadzania zmian w stylu życia ocenia się aż na 40%.

Która z podróży miała dla Pani osobiście szczególnie inspirujący charakter?

Dla mnie podróżowanie ma największą wartość wtedy, gdy mogę odwiedzić miejsca, w których znam choć jedną osobę mieszkającą lokalnie i będącą częścią danej kultury. To często decyduje o moim wyborze kierunku, ponieważ wierzę, że największym bogactwem podróży jest możliwość spojrzenia na świat oczami kogoś, kto dorastał w zupełnie innych realiach – kto inaczej się wita, używa innych gestów i myśli w odmienny sposób.

Zaśpiewaj na Krecie!

Jednym z miejsc, które szczególnie mnie zainspirowało, była Kreta. Wpisywała się w moje poszukiwania roli kobiet w patriarchalnych kulturach. Szczególnie poruszającym doświadczeniem było zwiedzanie miejsca znanego jako pałac w Knossos, o którym niektóre, choć niepotwierdzone źródła sugerują, że mogło być świątynią kapłanek w kulturze minojskiej. Kiedy zobaczyłam tamte malowidła, poczułam tak silną inspirację, że później napisałam na ten temat piosenkę.


ewa stelmasiak

Ewa Stelmasiak, ekspertka w dziedzinie wellbeingu osobistego i organizacyjnego, założycielka WellCulture Institute by Ewa Stelmasiak – pierwszego w Polsce instytutu dedykowanego dobrostanowi. Jest pierwszą w kraju certyfikowaną coach wellness i menedżerką programów wellbeing. Wprowadziłą do Polski kulturę dobrostanu i przywództwo wspierające dobrostan, które bada w ramach projektów naukowo-badawczych.

Ma ponad 20 lat doświadczenia – początkowo w HR i komunikacji, a następnie w zarządzaniu wellbeingiem, konsultingu dla dużych firm i szkoleniach. Kształciła się u liderów wellness w Stanach Zjednoczonych. Wielokulturowe doświadczenie – dorastanie w Afryce, studia w USA i życie w Europie – pozwala jej skutecznie odpowiadać na potrzeby ludzi na całym świecie.

Jest cenioną prelegentką międzynarodowych konferencji, m.in. Business Insider Global Trends Festival, International Happiness at Work Summit i World Congress on Controversies in Neurology. Współpracuje z globalnymi ekspertami nad inicjatywami dotyczącymi wpływu kultury na zdrowie i wellbeing.


Przeczytaj również:

Hanna Sieja-Skrzypulec

Literaturoznawczyni, copywriterka i instruktorka pisania. Autorka „Twórczego pisania na gruncie polskim”, scenariuszy filmowych oraz artykułów poświęconych kreatywności. Kocha mikropodróże, szwendanie się po miastach oraz wędrówki przez pola i lasy. Lepiej nie pytać jej o drogę.

Instagram

Szukasz konkretnego miejsca?