Podobno bez podróży nie wytrzymujesz nawet miesiąca. Skąd u Ciebie taka chęć do odkrywania świata?
Myślę, że mam to we krwi, wychowałam się w kulcie wyjazdów. A wszystko zaczęło się dzięki mojej mamie. Byłam wtedy w liceum i przeżywałam swój pierwszy zawód miłosny… Moja mama zaproponowała mi wtedy, żebym poszła na weekendowy kurs pilota wycieczek. Ukończyłam go i chciałam znaleźć pracę w branży. Wystawałam godzinami na poczcie, przeglądałam książkę telefoniczną, szukałam numerów do touroperatorów i dzwoniłam. W końcu jedno z biur z Krakowa zaproponowało mi pracę na tzw. wahadłach.
Na czym to polegało?
Razem z wycieczką zwiedzaliśmy różne miejsca po drodze do Hiszpanii i Francji. Potem zostawiałam grupę w hotelu. Nocowałam jedną noc i wracałam z kolejną grupą, również zwiedzając. To była naprawdę ciężka praca, ale na początek dla mnie – idealna. Tak jeździłam przez trzy sezony. Potem już jako rezydentka mieszkałam pół roku w Tunezji. Wróciłam do kraju, skończyłam studia i zaczęłam pracę w mediach. Ale miłość do podróży pozostała.
Jak myślisz, dlaczego?
Kiedy podróżuję, zmieniam energię. Potrafię wyjechać czterdzieści kilometrów za Warszawę i czuć się jak w Barcelonie czy Paryżu, serio! Bo dla mnie podróżowanie to przede wszystkim zmiana i szukanie piękna w małych rzeczach. Jest też dla mnie sposobem dbania o siebie, formą relaksu i oczyszczania umysłu. Podróże pozwalają mi oderwać się od codzienności i naładować baterie.
Oderwij się od codzienności
Energia, piękno… Czy potrzebujesz wyjazdów do pisania?
Przy pisaniu najbardziej potrzebuję świętego spokoju. Pisałam w różnych miejscach, np. w domku letniskowym za Warszawą. No i co? Najgorzej! Tu spojrzałam na drzewo, tam posłuchałam ptaków, a tu nagle sąsiadka z psem: „O, chodź, wpadnij na kawkę”. Piękne otoczenie mnie rozprasza. Najlepiej pracuje mi się w domu, gdy jestem zamknięta na trzy spusty z kartką na drzwiach: „Nie przeszkadzać, matka pisze”.
Korci Cię, by doświadczać.
Zawsze coś wynajduję! Jak jeszcze nie mieliśmy działki za miastem, to nasze weekendy wyglądały tak: „Dobra, co robimy, dokąd jedziemy?”. I wtedy przeszukiwałam blogi, żeby znaleźć ciekawe miejsca w promieniu stu kilometrów, które warto zobaczyć. Często słyszę pytanie: „Jak Ty to robisz?”. Odpowiadam wtedy: „Normalnie”. Oczywiście, pojawia się temat ograniczeń finansowych, które istnieją. Można jednak zorganizować ciekawy wyjazd nawet blisko miejsca zamieszkania. Na początek można pojechać pod namiot, skorzystać z pociągu, szukać okazji na tanie loty. Podróże nie są zarezerwowane tylko dla ludzi zamożnych; często to kwestia organizacji i determinacji.
À propos tych dwóch ostatnich. Bohaterka Twojej książki „Matka siedzi z tyłu” stwierdza: „Czym są wakacje z dziećmi? To czas, w którym trzeba się nimi opiekować więcej niż normalnie i próbować nie zasnąć ze zmęczenia przed nimi”.
To prawda, podróżowanie z dziećmi jest angażujące i wymaga sporo wysiłku. Jednak im dzieci są starsze, tym więcej jest blasków. Z małymi dziećmi trudna jest logistyka. Nasze dzieci podróżują właściwie od urodzenia. Pierwszy wyjazd z córką zrobiliśmy, kiedy miała zaledwie pół roku — do Włoch. Potem mieliśmy chwilę odpoczynku i epizod z wczasami all-inclusive, a kiedy dzieci miały już trzy i pięć lat, zdecydowaliśmy się na dłuższą, trzytygodniową podróż do Tajlandii. I od tego czasu właściwie podróżujemy bez przerw. Teraz, gdy dzieci są starsze, to są wspaniałymi kompanami podróży.
Wtedy zgubiliście paszporty tak jak rodzina Joanny z Twojej powieści?
Tak, to było naprawdę stresujące. Kapnęliśmy się na lotnisku, że ich nie mamy. Mąż wracał do moteliku, żeby ich poszukać, ale nikogo tam nie było. Ja z synem prawie własnym ciałem zatrzymywaliśmy samolot. Ale jakoś się udało!
Podzielisz się sprawdzonymi metodami na podróżowanie z dziećmi?
Podróżujemy kompromisowo — trochę dla nas, trochę dla nich. Ostatnio, jak byliśmy w Szwajcarii, mieliśmy listę miejsc do odwiedzenia, ale dzieci znalazły w przewodniku opis wąwozu i bardzo chciały go zobaczyć. Zmieniliśmy plany, dostosowując się do ich pomysłu, i wszyscy byliśmy zachwyceni! Planujemy też wyjazdy tak, by dzieci nie były zmęczone długim zwiedzaniem. Po zwiedzaniu jedziemy tam, gdzie dzieci mogą się zrelaksować – nad jezioro, na basen czy plażę. Zawsze bierzemy ze sobą gry i książki, żeby ograniczyć korzystanie z telefonów. Kiedy dzieci nie mają telefonów, stają się niezwykle kreatywne. Angażuję je w planowanie wyjazdów, zachęcam do korzystania z map, uczę geografii w praktyce. Chcę, by czerpały z podróży jak najwięcej.
Zawsze są to dłuższe podróże?
Różnie. Dzieci zawsze się cieszą, niezależnie od długości podróży. Ale kiedy zdarza się nam wyskoczyć na city break bez nich, stają okoniem i pytają: „Dlaczego pojechaliście bez nas?”.
To gdzie się wybrać bez dzieci i męża? Co polecasz na wypad z koleżankami?
Jeśli chodzi o zwiedzanie i dobre wino, zawsze polecam Włochy — Rzym, Bari czy małe, klimatyczne miasteczka jak Luka. Rok temu byliśmy kamperem we Francji i zakochałam się w tym kraju. Paryż jest idealny, żeby się dobrze najeść i nacieszyć oczy. Polecam też zachodnią Francję, mniej znaną wśród Polaków, jak Bordeaux czy Biarritz. Na krótki city break, żeby się doładować, zwykle wybieram duże miasta, takie jak Berlin. Łapię tam energię, którą potem mogłabym obdzielić cały Nowy Jork.
Dobre zwiedzanie i wino
Nosisz w sobie ciekawe historie z podróży, których jednak nie opisałaś w książce?
Mam ich tak wiele! Na przykład w Meksyku zatrzymano nasz autobus nocny, weszli do niego ludzie z bronią i zaczęto sprawdzać nas wszystkich. Okazało się, że to rutynowa kontrola. Po tej akcji pojechaliśmy dalej. Z kolei w Kenii nie mieliśmy gdzie spać, bo na miejscu okazało się, że nasze miejsce noclegowe nie było dostępne. Na szczęście Kenijczycy szybko nam coś zorganizowali. Innym razem dopadła nas zemsta Montezumy. I wiesz co, to jest naprawdę zemsta! Każda podróż przynosi nowe, czasem stresujące, ale zawsze niezapomniane historie.
Czy wiesz, że „zemsta Montezumy” to potoczna nazwa problemów żołądkowych, które często dotykają turystów podróżujących do Meksyku i innych krajów Ameryki Łacińskiej? Nazwa pochodzi od legendarnego władcy Azteków, Montezumy II, który rzekomo miał mścić się na przybyszach za podbój jego imperium przez hiszpańskich konkwistadorów. W rzeczywistości „zemsta Montezumy” odnosi się do reakcji organizmu na kontakt z lokalnymi bakteriami, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni, takimi jak Escherichia coli, często występującymi w wodzie i nieprzetworzonych produktach spożywczych.
I pomimo tego wszystkiego podróże wciąż Cię ekscytują?
Tak, zdecydowanie! Na pewno szukam adrenaliny w podróżach! Chociaż, kiedy podróżujemy z dziećmi, zawsze zastanawiamy się, czy wszystko zostało odpowiednio zorganizowane. Zawsze się ubezpieczamy, co jest dla mnie bardzo ważne! Te kilkaset złotych, które trzeba wydać, to niewielka cena za spokój ducha. Jestem chyba na wszystkich możliwych grupach turystycznych w internecie i czytałam tam o takich przypadkach, które ludziom się przytrafiają… Nigdy w życiu nie pojadę bez ubezpieczenia. To jest po prostu brawura! Nikt nie jest wróżbitą Maciejem, żeby przewidzieć przyszłość. Dlatego trzeba się szczepić i ubezpieczać.
Nie omijasz nietypowych kierunków.
Szukam bardziej oryginalnych miejsc. Podoba mi się również idea coolcation, bo nie przepadam za czterdziestostopniowymi upałami. Szwajcaria, która jest jednym wielkim parkiem krajobrazowym: wodospady, kaniony, wąwozy, górskie szlaki, to świetny kierunek. My udaliśmy się w tym roku tam pod namioty. Chętnie wybiorę się do Austrii czy Bawarii, gdzie jest mnóstwo jezior i zieleni. W podróży liczą się dla mnie nie tylko popularne kierunki, jak Grecja, Hiszpania, Chorwacja czy Egipt, ale także mniej znane miejsca, jak Rumunia. Chciałabym również odwiedzić Słowenię, Czarnogórę, albo wyspę Roatan. Świat jest pełen pięknych zakątków, i myślę, że warto je odkrywać.
Dowiedz się więcej na temat tego, czym jest coolcation i czy jest to sposób podróżowania dla Ciebie.
Przy okazji odkrywasz również siebie?
Zdecydowanie tak. Każda podróż, nawet ta najbliższa, pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy i zobaczyć coś nowego – w otoczeniu i w sobie. Ja bardzo do tego zachęcam, niezależnie, czy są to dalekie, czy bliskie podróże. Największe ograniczenia w podróżowaniu są w naszej głowie.
Co przywozisz z podróży?
Oczywiście magnesy! Mam ich całą kolekcję! Przywożę też znajomości. Utrzymujemy kontakt z ludźmi poznanymi w Panamie, Kostaryce czy w Kenii. I oczywiście wiele wspomnień. Mój syn wspomina pierwszy samochodzik przywieziony z Turcji, a córka, jak pierwszy raz porozumiała się po angielsku z panią animatorką. Wspominają też, jak byliśmy w Kostaryce i poszliśmy do zwykłego spożywczego kupić coś na śniadanie — pieczywo, chleb i parówki. Usiedliśmy wtedy przed sklepem i po prostu to jedliśmy. Do dziś pamiętają to proste śniadanie.
Przeczytaj, co z podróży po świecie przywozi Pascal Brodnicki. W wywiadzie dla eSky.pl opowiada również o swoich nietypowych kulinarnych przygodach i zdradza przepis na flan z mirabelkami.
Potrzeba oczu dziecka, żeby docenić parówki jedzone pod sklepem.
Tak! Dzieci nieustannie pokazują mi, ile radości można czerpać z prostych rzeczy. Właśnie dla tych małych rzeczy, małych historii, podróżujemy. To one składają się na całość wyjazdu, który potem będziemy wspominać — raz z uśmiechem, raz z lekkim przerażeniem, ale zawsze jako historie, które zostaną z nami na całe życie. I nieważne, czy przywieźliśmy je z Meksyku, czy z Roztocza.
Joanna Mokosa-Rykalska – autorka popularnego bloga „Matka siedzi z tyłu”, jak i bestsellerowych książek „Matka siedzi z tyłu” (nagroda bestseller Empiku 2021 w kategorii Literatura Piękna) oraz „Matki przodem”, dziennikarka radiowa, producentka — kierowniczka produkcji z wieloletnim doświadczeniem filmowym i telewizyjnym. Pasjonatka podróży. Bez nich nie wysiedzi miesiąca w domu.