Wszystko razy cztery
Quattro, czyli cztery — właśnie z tą cyfrą kojarzy mi się Palermo. Odcinki najważniejszych ulic miasta, Via Maqueda i Via Vittorio Emanuele, krzyżują się na placu Quattro Canti (pol. cztery kąty). Otaczają go cztery pałace. Ich fontanny symbolizują cztery antyczne rzeki przecinających miasto: Papireto, Kemonia, Oreto i Pannaria. Nad każdą z fontann znajduje się figura oznaczająca porę roku. Nad porami roku — posągi czterech hiszpańskich władców, którzy rządzili Sycylią: Karola V, Filipa I, Filipa II i Filipa III. Nad władcami — posągi świętych patronek wyspy: św. Krystyny, św. Ninfy, św. Oliwy i św. Agaty. Cztery to także liczba starożytnych dzielnic, które zbiegają się właśnie na tym placu: Albergheria, Capo, La Loggia i Kalsa.
Odkrywaj Sycylię po swojemu
Sycylia, która nie śpi — Palermo
Palermo przypomina mi Lizbonę. Bez względu na porę dnia zewsząd dobiegają najróżniejsze dźwięki. Od odgłosów klaksonów przez energiczne rozmowy po brzmienia ulicznych grajków. Mieszkam na trzecim piętrze kamienicy w centrum miasta. Balkonowe okno mojej sypialni wychodzi na ulicę Via Maqueda. To tutaj znajduje się Ke Palle, gdzie serwują najpyszniejsze arancini w całym Palermo. Ten lokalny przysmak to ryżowe kulki smażone w głębokim tłuszczu. Jako tętniąca życiem ulica, Via Maqueda służy za centrum życia nocnego. W powietrzu unosi się zapach będący połączeniem aromatu pizzy, dymu papierosowego i ostrej woni perfum. Kelnerzy donoszą kolejne butelki wina. Rozmowy nie cichną. Miasto nie zasypia.
Sycylia, z której uciekam — Taormina
W górę. Zakręt. Znowu w górę. Znowu zakręt. Droga do Taorminy prowadzi przez malownicze widoki na Morze Jońskie po prawej stronie i surowe klify i wzgórza po lewej. Lazurowe wody morza kontrastują z bujną roślinnością. Trudno mi jednak skupić się na oglądaniu widoków. Kurczowo trzymam się drzwi, gdy pokonujemy kolejne zakręty. W końcu po dotarciu na górę, z głównego placu w Taorminie, Piazza IX Aprile, spoglądam na morze i liczne plaże. Przede mną znajdują się ruiny starożytnego teatru greckiego. Tuż za nim wystaje wierzchołek Etny, największego aktywnego wulkanu w Europie.
Pomimo zapierających dech w piersiach widoków, pierwszy raz podczas tej sycylijskiej podróży jestem rozczarowana. Na głównej ulicy Taorminy, Corso Umberto, jest trochę tak jak w Zakopanem na Krupówkach – niezwykle tłoczno. Kilkunastoosobowe grupy wycieczkowe zdają się podążać dokładnie tym samym szlakiem. Z trudem udaje mi się przejść Corso Umberto. W sumie na próżno. Roi się na niej od sklepów z pamiątkami (dokładnie takimi samymi w każdym z nich) i restauracji z mocno zawyżonymi cenami. Pospiesznie przedzieram się przez tłum ludzi. Uciekam z Taorminy w stronę plaży Isola Bella! Turkusowa woda i ciepłe promienie słońca sprawiają, że szybko zapominam o nieprzyjemnych doświadczeniach.
Sycylia, do której wracam — Noto
We Włoszech najbardziej lubię małe miasteczka. Takie, w których wszyscy się znają. Takie, w których wszędzie mogę dojść piechotą. I takie, w których na pewno nie będę mogła zapłacić kartą za poranne espresso. Mijam masywny Łuk Triumfalny i wkraczam na główną ulicę Noto. Podążając Corso Vittorio Emanuele, docieram do ogromnych schodów. Łączą one plac Duomo z wejściem do monumentalnej katedry św. Mikołaja (wł. Cattedrale di San Nicolo). Przez niektórych nazywana też katedrą Noto. Poranne promienie podkreślają jej jasną, barokową fasadę. Sprawiają, że nabiera miodowej barwy.
Słyszę szeleszczący materiał. Odwracam głowę. Po drugiej stronie placu znajduje się ratusz miejski, Palazzo Ducezio. W porównaniu do katedry wydaje się miniaturowy. Mimo tego, że otacza go dwadzieścia wysokich barokowych kolumn. Zawieszone na nim flagi trzepoczą na wietrze. Trochę tak jakby chciały zwrócić uwagę przechodniów. Na marne — oni co najwyżej przykucają na schodach ratusza, aby podziwiać katedrę.
Która Sycylia jest dla Ciebie?
Za górami, za dolinami
Na kilkadziesiąt minut utknęłam w garażu nieznanego mi Sycylijczyka. Szwędając się po wzniesieniach Ragusy, złapał mnie deszcz. W pobliżu nie było żadnych kawiarni czy restauracji. Stanęłam pod dachem do garażu samochodowego, aby nie zmoknąć. Jego właściciel, widząc to z okna, otworzył drzwi do garażu. Przez głowę przeszła mi myśl: co jeśli zaraz go zamknie i stąd nie wyjdę?
Ragusa dzieli się na dwie części. Współczesna część nazywa się Ragusa Superiore. Została zbudowana wyżej w górach po trzęsieniu ziemi, które zniszczyło większość starego miasta w 1693 roku. Po kilkunastu minutach spaceru pod górkę, docieram do tarasu przy kościele Matki Bożej ze Schodów (wł. Santa Maria delle Scale). Przede mną piętrzą się piaskowe domki z kolorowymi dachami. To stare miasto, Ragusa Ibla.
Sycylia — dom
Wychodzę z pociągu i od razu szukam znaków z napisem Piazza del Duomo. Moim celem jest dotarcie do największego placu w mieście. Wszędzie we Włoszech jest Piazza del Duomo. W Noto, Mediolanie, Florencji, Syrakuzach, Lecce. Jest też w Katanii. A na placu znajdują się liczne restauracje i kawiarnie ze stolikami na wprost ogromnej katedry. Siadam przy jednych z nich. Upewniam się, że nia ma jeszcze 12 i zamawiam cappucino. Znalazłam idealne miejsce, by obserwować przechodniów. Starsza kobieta szybko przechodzi przez plac. Nerwowo poprawia torbę zawieszoną na ramieniu. Chyba spieszy się do pracy. W tym samym kierunku co ona, maszeruje grupa mężczyzn w czarnych garniturach. Nagle się zatrzymują i zachodzą do jednej z kawiarni. Kątem oka dostrzegam jak wypijają espresso i wychodzą. Po drodze mijają kobietę pozującą na tle katedry. Pogwizdują z uznaniem, przechodząc obok niej.
W Katanii czuje się jak w domu. Codziennie wpadam na kawę do tej samej kawiarni, Bar Family, przy ulicy Via Vittorio Emanuele II. Właściciel już mnie rozpoznaje i wita radosnym “Ciao Daria!”. Za każdym razem wracam do wynajętego mieszkania tą samą ulicą, Via Crociferi. I za każdym razem zachwycam się barokową architekturą tutejszych kościołów. A jest ich aż pięć! Gdy mam więcej czasu, wstępuję do kościoła św. Juliana i wspinam się na kopułę. Stąd podziwiam panoramę miasta. To prawdopodobnie najlepiej wydane 4 euro.
Ta sama Sycylia, nieskończenie wiele przygód
Mam wrażenie, że na Sycylii wiodę kilka żyć jednocześnie. Poranek upływa w myśl hasła la vita lenta. Po włosku oznacza ono powolne życie. Przyjemne i powolne. Dlatego rano wyleguję się na plaży i czytam książkę. Po południu wchodzę się na szczyt wulkanu Etna. Po kilku godzinach intensywnej wędrówki staję twarzą w twarz z chmurami.
Sprawdź, jakie przygody jeszcze na Ciebie czekają
Ukoronowaniem dnia jest spontaniczna kolacja z nowo poznanymi przyjaciółmi w Al Vicolo Pizza & Vino. Powtórka z Palermo — rozmowy nie cichną, wino się nie kończy. Cieszę się najlepszymi smakami Sycylii. Z trudem udaje mi się zjeść zamówioną tutaj pizzę. Jest tak duża! Zdaje się to jednak bawić kelnera. Mówi, że dziecko by sobie poradziło. Po chwili wraca z talerzykiem kruchych cannoli i zupełnie poważnie pyta, czy mam ochotę na deser.
Lubisz relacje Darii? Sprawdź, co przeżyła w Jordanii, na Bali i w Australii.