Weronika Szabelewska śladami filmowych bohaterów, fontanna z filmu Emily w Paryżu

Kiedy dla jednych koniec filmu, to koniec historii, dla innych zaczyna się podróż. Może ona zaprowadzić w zaskakujące miejsca: w boczne uliczki, do sklepu z winylami albo kameralnej kawiarni znanej z jednego ujęcia. Weronika Szabelewska opowiada, jak filmy prowadzą ją w drogę.

Co to jest set-jetting?

Set-jetting to podróżowanie śladami filmów i seriali, tam, gdzie kręcono konkretne sceny. Jedziemy zobaczyć na własne oczy miejsca, które wcześniej znaliśmy tylko z ekranu.

To wciąż dość niszowy sposób podróżowania, ale wyraźnie przyspieszył po pandemii. Kiedy przez długi czas nie mogliśmy podróżować, filmy i seriale stały się namiastką wyjazdów. Wtedy wiele osób zaczęło zapisywać sobie miejsca, które „koniecznie trzeba odwiedzić, jak tylko będzie można”.

Skąd, twoim zdaniem, bierze się popularność set-jettingu? Dlaczego coraz więcej osób chce podróżować właśnie w ten sposób?

To przede wszystkim ciekawość i potrzeba spojrzenia na miejsca z innej perspektywy. Dobrym przykładem są Usta Prawdy w Rzymie. Dla jednych to po prostu atrakcja turystyczna, a dla innych miejsce ikonicznej sceny z Rzymskich wakacji. I nagle jedno miejsce zaczyna dla nas pełnić kilka funkcji: jest historyczne, filmowe i emocjonalne. Dla podróżników to dodatkowa warstwa znaczeń, która sprawia, że zwiedzanie staje się ciekawsze i bardziej osobiste.

Czy popkultura potrafi dziś zmienić zwykłe miejsce w turystyczny punkt odniesienia?

Tak,  czasem konkretne miejsce staje się ważniejsze niż sama historia czy bohaterowie. Dobrym przykładem jest mieszkanie Emily w Paryżu, które z normalnej kamienicy stało się punktem pielgrzymek fanów serialu.

Jakie wrażenie zrobiło na tobie to miejsce?

Nie nastawiałam się na nic bajkowego. Było sporo ludzi, mimo że byłam tam w maju, jeszcze przed sezonem. Sama okolica jest po prostu przyjemna, ale bardzo zwyczajna, takich miejsc w Paryżu jest wiele.

Weronika Szabelewska śladami filmowych bohaterów, fontanna z filmu Emily w Paryżu
Fontanna, a w tle mieszkanie z filmu Emily w Paryżu, [c] Weronika Szabelweska

Oczywiście można się nią zachwycić, zwłaszcza jeśli zna się serial. Fontanna i restauracja obok robią wrażenie, ale szczerze mówiąc, to nie jest jedno z najciekawszych miejsc w mieście. Skala zainteresowania zrobiła jednak swoje, mieszkańcy kamienicy wywiesili plakaty z napisem „Emily Not Welcome”. To dobry przykład tego, jak filmowy boom potrafi w jednej chwili zmienić zwykłe miejsce w atrakcję, niekoniecznie z korzyścią dla lokalnej społeczności.

🎬 Mieszkanie Emily z filmu Emily w Paryżu; Adres: Place de l’Estrapade, 75005 Paryż

Filmowe miejsca częściej zachwycają czy rozczarowują?

I jedno, i drugie. Największe rozczarowanie pojawia się wtedy, gdy czegoś już po prostu nie ma. Zdarzało mi się dojechać na miejsce tylko po to, żeby odkryć, że filmowa kawiarnia czy restauracja przestała istnieć. W Londynie, szukając lokacji z Czterech wesel i pogrzebu, trafiłam zamiast niej na wietnamską knajpę.

Zazwyczaj jednak to doświadczenie kończy się zachwytem, pod warunkiem że nie oczekujemy idealnej scenografii. Film jest wykadrowany i przefiltrowany, a w rzeczywistości są tłumy, remonty i rusztowania. Chcesz idealnie odtworzyć kadr i nagle się nie da.

A czasem los dopisuje własny scenariusz. Na Sycylii, po zwiedzaniu Savoci tropem Ojca chrzestnego, złapała mnie w Katanii taka burza, że utknęłam na dwie godziny na wieży kościelnej, przy dzwonach. Plan się rozsypał, ale pomimo wszystko było w tym coś bardzo filmowego.

Które filmowe miejsce zrobiło na tobie największe wrażenie?

Zdecydowanie Skopelos w Grecji, gdy podróżowałam śladami Mamma Mia! z pierwszej części. Mimo że od premiery minęło już prawie 20 lat, wyspa wciąż żyje tym filmem. Nadal można zorganizować wycieczkę z przewodnikiem i odwiedzać konkretne lokalizacje.

Co ważne, to jedno z tych miejsc, które na ekranie wygląda bardzo podobnie do rzeczywistości. Schody prowadzące do kapliczki faktycznie istnieją, choć sam kościółek na górze został częściowo „dokończony” w studio, bo na planie nie zmieściłaby się cała ekipa.

Sama droga do kapliczki jest wymagająca, podobno Meryl Streep kręciła tam swoje ujęcia przez kilka dni, bo wejście po tych schodach wcale nie jest łatwe. 

Czy pamiętasz sytuację, w której filmowy obraz miejsca kompletnie rozmijał się z rzeczywistością?

Po obejrzeniu Pachnidła byłam przekonana, że jadę do Francji. Dopiero później odkryłam, że większość scen nakręcono w Barcelonie. Film tak sugestywnie buduje atmosferę miejsca, że łatwo uwierzyć w zupełnie inną geografię. Ta podróż uświadomiła mi, jak bardzo kino potrafi „oszukać” widza – i jak ważny jest research, jeśli naprawdę chcemy zobaczyć miejsca z ekranu.

Lokacja z filmu Pachnidło. Weronika Szabelewska
Lokacja z filmu Pachnidło [c] Weronika Szabelewska

Ciekawostka

W filmie Błędny rycerz jest scena z mostem, który wygląda jak most w Londynie, ale w rzeczywistości to praski Most Karola. Dodano do niego komputerowo zabudowania i wieżyczki, przez co na ekranie trudno go jednoznacznie rozpoznać. 


Wracasz do tych samych filmowych miejsc, żeby odkrywać je na nowo, czy raczej szukasz kolejnych, bo filmowe uniwersum jest niewyczerpane?

Śmieję się, że znalazłam niszę, która jest niewyczerpanym źródłem pomysłów. Wracam, ale cały czas odkrywam też nowe miejsca. Dobrym przykładem jest Edynburg, jedno z pierwszych miast, do których poleciałam tropem filmu Jeden dzień. Kiedy Netflix wypuścił serial, wróciłam tam ponownie: obejrzałam go jeszcze raz i przeszłam te same trasy, sprawdzając, jak dziś funkcjonują te miejsca.

Lokacja z filmu Przed wschodem słońca. Weronika Szabelewska
Kościół Maria am Gestade z filmu Przed wschodem słońca [c] Weronika Szabelewska

Podobnie było w Wiedniu. Przed wschodem słońca to film, od którego wszystko się u mnie zaczęło. Ciągałam koleżankę po zupełnie nieturystycznych punktach, jak sklep z winylami, który do dziś prawie się nie zmienił. Wciąż wisi tam plakat z filmu, jest ta sama płyta, której słuchali bohaterowie. Nie ma już budki do odsłuchu, ale właśnie takie detale robią na mnie największe wrażenie.

🎬 Kościół Maria am Gestade; Adres: Salvatorgasse 12, 1010 Wiedeń

Czy filmowe podróże rzeczywiście pozwalają zwiedzać poza turystycznym szlakiem? 

I tak, i nie. Część filmowych miejsc to przecież ikony, jak Wieża Eiffla, obecna w dziesiątkach filmów i jednocześnie jeden z najbardziej obleganych zabytków w Europie.

Weronika Szabelewska śladami filmowych bohaterów. Kawiarnia Amelii w Paryżu
Kawiarnia Cafe des Deux Moulins z filmu Amelia w Paryżu [c] Weronika Szabelewska

Ale kino potrafi też wyprowadzić poza główny nurt. Kawiarnia Amelii w Paryżu dziś nie jest już aż tak oblegana. Kiedy tam byłam, można było spokojnie usiąść i wypić kawę. A jest jeszcze jedna kawiarnia, do której trafiłam wyłącznie dzięki filmom i serialom Le Pure Café: pojawia się w Jednym dniu i w Przed zachodem słońca. Przychodzą do niej mieszkańcy z okolicy, siadają na kawę, spędzają czas. 

🎬 Kawiarnia Cafe des Deux Moulins; Adres: 15, Rue Lepic,75018, Paryż

We wstępie do swojego przewodnika dokładnie opisujesz, jak przygotować się do filmowych podróży. Jak przejść od „podobał mi się film” do „jadę tam”? 

Zaczynam od najprostszego researchu, wpisuję do przeglądarki tytuł filmu, zwykle po angielsku, i dodaję hasło movie location. Jeśli coś się pojawia, to już połowa sukcesu i można planować trasę.

Jeśli nie, wracam do filmu. Robię zrzuty ekranu z charakterystycznych kadrów i szukam punktów zaczepienia, a potem próbuję je dopasować w Google Street View. Na miejscu często pomagają rozmowy z mieszkańcami albo lokalnymi przewodnikami, jedno zdanie potrafi naprowadzić szybciej niż godziny w internecie. To trochę praca detektywistyczna, ale zazwyczaj wszystko da się znaleźć, zwłaszcza jeśli sięga się po lokalne źródła i zagraniczne blogi poświęcone filmowym lokacjom.

Wiele osób podróżuje, by odtworzyć kadry z filmów. Robisz takie zdjęcia?

Czasami lubię wejść w klimat miejsca. Niedawno pojechałam kawałek za Edynburg, do zamku z Outlandera. Chciałam mieć zdjęcie w szkockiej spódnicy. A na wyspie Vis, gdzie kręcono Mamma Mia 2, by poczuć się jak bohaterka filmu, zrobiłam sobie zdjęcie w pomarańczowej spódnicy. To po prostu kwestia poczucia się częścią tej historii.

Weronika Szabelewska w podróży śladami filmowych bohaterów w Szkocji
Śladami produkcji Outlander w Szkocji [c] Weronika Szabelewska

Łatwo znaleźć historie, które pozwalają na takie „filmowe zwiedzanie” podczas krótkiego city breaku?

Przy city breakach wybieram najważniejsze punkty i układam trasę tak, żeby nie tracić godzin na przemieszczanie się. W filmach bohaterowie w jednej scenie przechodzą „jedną ulicą” z jednego końca miasta na drugi, gdy w rzeczywistości te miejsca często dzielą kilometry. Dlatego nie idę dokładnie śladem scen, tylko planuję trasę możliwie logicznie i oszczędnie. Trzeba to sobie porcjować.

Potrafisz oddzielić oglądanie filmów od planowania kolejnych podróży?

Raczej nie (śmiech). Ten impuls pojawia się od razu, czasem jeszcze w trakcie seansu. Zdarza mi się sprawdzać lokalizacje już podczas oglądania, a w kinie przynajmniej zapisywać je w głowie. Dlatego uczę się robić świadome pauzy po podróży: daję sobie kilka dni bez notatek i zdjęć, żeby emocje opadły. To mój sposób na szukanie równowagi i wciąż się tego uczę.

Co jest dla ciebie najważniejsze w podróżach śladami filmów?

Ciekawość, autentyczność i spotkania z ludźmi. Chcę poznawać miejsca nie tylko jako filmowe kadry, ale zobaczyć, co jest wokół i kto tam żyje. To często krótkie rozmowy – z osobami, które prowadzą kawiarnie, sklepy, które były częścią planu zdjęciowego albo po prostu pamiętają tamten czas. W Savoce, w Barze Vitelli z Ojca chrzestnego, właściciel oprowadził mnie po małej salce z pamiątkami z planu: zdjęciami, rekwizytami, nawet krzesłem, na którym siedział Al Pacino. Wtedy film przestaje być tylko obrazem, staje się opowieścią o danym miejscu. 

Skąd wzięła się u ciebie potrzeba łączenia kina z podróżami?

Jako dziecko wyklejałam w notesie tytuły ulubionych filmów, a przy Dirty Dancing zaczęłam marzyć o wakacjach w miejscu podobnym do tego z filmu. Na studiach zaczęłam patrzeć na to bardziej analitycznie, interesowało mnie, jak kino promuje miasta, na przykład w filmach Woody’ego Allena. A potem przyszła praktyka: pierwszy wyjazd śladami Przed wschodem słońca  i poczucie, że to jest dokładnie to.

Miasta realnie inwestują w swoją obecność w filmach?

City placement był dla mnie dużym zaskoczeniem. Miasta płacą za obecność w filmach jak za lokowanie produktu. Czy wiesz, że najnowszy film Woody’ego Allena powstaje w Madrycie, a miasto wspiera produkcję kwotą 15 milionów euro? Nazwa miasta musi się pojawić w tytule takiego filmu. Takie działania były też w Polsce, na przykład przy serialu Lekarze i promocji Torunia. To działa, bo oglądając filmy i seriale, coraz częściej chcemy potem zobaczyć te miejsca na własne oczy.

Jakie filmowe miejsca są dziś i będą w najbliższym czasie najbardziej popularne? 

Nie słabnie zainteresowanie miejscami związanymi z Grą o tron. To serial, który już się skończył, ale wciąż przyciąga kolejne pokolenia widzów. Myślę też, że Szkocja może zanotować kolejny wzrost turystyki przy okazji ostatniego sezonu Outlandera, już wcześniej serial mocno wpłynął na ruch turystyczny.

Ciekawa może być też sytuacja Madrytu, jeśli nowy film Woody’ego Allena rzeczywiście przełoży się na zainteresowanie miastem. No i klasyki, Emily w Paryżu, a teraz w Wenecji, mogą wywołać kolejny boom, choć akurat Wenecja raczej nie potrzebuje dodatkowej promocji.

To trochę takie zamknięte filmowe uniwersa, które żyją latami.

Dokładnie, jak Harry Potter. Studia pod Londynem są oblegane przez cały rok, właściwie nie ma tam „martwego sezonu”. Podobnie jest z Gwiezdnymi wojnami, w Tunezji funkcjonują konkretne trasy i wycieczki śladami filmu.


Jeśli chcesz na własne oczy zobaczyć miejsce ikonicznego pojedynku Qui-Gon Jinna z Darthem Maulem,  dom Larsów,  czy arenę, na której ścigał się młody Anakin, pakuj walizkę i leć do Tunezji. O podróżach śladami bohaterów gwiezdnych wojen opowiada Kinga Piętka.


Ja jednak coraz częściej wybieram mniejsze, spokojniejsze miejsca. Ktoś kiedyś na spotkaniu autorskim powiedział mi, że widać, że jestem fanką komedii romantycznych, i coś w tym jest. Cenię lokalizacje, gdzie można na chwilę usiąść, odpocząć. Na przykład wioska Shere z filmu Holiday – restauracja, w której Jude Law i Cameron Diaz mieli pierwszą randkę, nadal istnieje, a na miejscu wisi ich zdjęcie przy tym samym stoliku. I właśnie takie miejsca najbardziej mnie dziś pociągają.

Jakie masz kolejne filmowe plany podróżnicze?

W przyszłym roku chciałabym pojechać do Madrytu, a może w końcu dalej, poza Europę. Marzy mi się też wyjazd do ośrodka z Dirty Dancing – można tam wykupić cały filmowy pakiet i spędzić tydzień jak Baby, z lekcjami tańca. Są też bardziej zorganizowane, wysokobudżetowe wycieczki, jak trasa śladami Kevina samego w Nowym Jorku. Coraz bardziej ciągnie mnie, żeby zobaczyć filmowe miejsca poza Europą.


weronika szabelweska

Weronika Szabelewska – autorka książki Filmowo-serialowy przewodnik po Europie. 100 wycieczek śladami ulubionych bohaterów, dziennikarka portalu Wasza Turystyka, kinomaniaczka i podróżniczka. Łączy miłość do filmu z odkrywaniem świata, tropiąc miejsca znane z kultowych produkcji. Najchętniej wraca do krajów śródziemnomorskich oraz Anglii i Szkocji. Na blogu travelverka.pl i na Instagram (@travelverka) dzieli się kadrami z podróży, a w drodze zawsze poluje na idealny zachód słońca.  Instagram: https://www.instagram.com/travelverka/


Przeczytaj również:

Hanna Sieja-Skrzypulec

Literaturoznawczyni, copywriterka i instruktorka pisania. Autorka „Twórczego pisania na gruncie polskim”, scenariuszy filmowych oraz artykułów poświęconych kreatywności. Kocha mikropodróże, szwendanie się po miastach oraz wędrówki przez pola i lasy. Lepiej nie pytać jej o drogę.

Instagram

Szukasz konkretnego miejsca?