Skąd czerpiesz energię do codziennego obalania pseudomedycznych porad, zwłaszcza w tak emocjonujących tematach jak szczepienia?
Energia wynika z tego, że sprawia mi to przyjemność, a przy tym lubię działać na przekór różnym bzdurnym teoriom. Jestem jak niewierny Tomasz, jeśli czegoś nie udokumentowano, dla mnie to nie istnieje. Wyznacznikiem jest dla mnie medycyna oparta na faktach.
Czosnek, cebula i srebrna łyżka do wody… jakie są najdziwniejsze „lekarstwa”, o których słyszałeś od pacjentów?
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to proszkowane muszelki na stawy. Przecież my w ogóle takich muszli nie strawimy! Spotykałem też kapsułki z czosnkiem i inne „naturalne” preparaty bez rejestracji, które miały działać chyba tylko dlatego, że miały formę kapsułki.
Jakieś przesądy dotyczące dbania o zdrowie w podróży jeszcze cię zaskakują?
Zaskakuje mnie, że mając w Polsce leki i repelenty przebadane i dopuszczone do obrotu przez Głównego Inspektora Farmaceutycznego, niektórzy wciąż wybierają lokalne produkty o nieznanym składzie i często niesprawdzone, wierząc, że będą skuteczniejsze. Poza tym wiara w profilaktyczne branie probiotyków. To nie jest tak, że jak my łykniemy sobie ten probiotyk kapsułkowy, to od razu nasza odporność jakoś rośnie i już jesteśmy bezpieczni i właściwie możemy sobie szaleć.

Czy lekarz, który publikuje w internecie, jest wiarygodny? A może jest tak, że pacjent zastanawia się, czy ma do czynienia z lekarzem, czy już z celebrytą?
Odbiór jest bardzo pozytywny. Pacjenci znają moje podejście, a ci, którzy trafiają po obejrzeniu mnie w internecie, od razu wiedzą, czego się spodziewać. Badania pokazują, że głównym źródłem wiedzy o zdrowiu jest internet, a dopiero potem lekarz, w moim przypadku te dwa źródła się łączą. Do tego, jako lekarze, ponosimy odpowiedzialność prawną za to, co publikujemy, więc nie można sobie pozwolić na przekazywanie niesprawdzonych informacji.
Przeżyj przygodę w Tanzanii
Zdarzyło ci się zdiagnozować kogoś w samolocie, na lotnisku albo w hotelowym lobby?
Tak, raz miałem taką sytuację w samolocie, kiedy nagle w głośniku usłyszałem pytanie jak z filmu: „Czy jest na pokładzie lekarz?”. Pomyślałem: „Boże, oni naprawdę pytają o lekarza”, i byłem szczerze zaskoczony. Podszedłem do stewardessy, pokazałem prawo wykonywania zawodu, które zawsze wożę w paszporcie, bo pracuję też za granicą.
Okazało się, że pasażer miał bardzo nasilone wymioty i załoga nie wiedziała, czy konieczne będzie międzylądowanie. Byłem zdumiony, jak dobrze wyposażony jest samolot, w zastrzyki, leki do iniekcji, pełne formularze medyczne, których oczywiście nikt poza lekarzem nie może użyć. Zbadaliśmy pacjenta, podałem mu lek przeciwwymiotny i sporządziłem raport dla linii lotniczej.



Jakie błędy najczęściej popełniamy przed wyjazdem w egzotyczne kierunki?
Najczęstszy błąd to zupełny brak przygotowania. Większość turystów faktycznie wraca zdrowa, więc rodzi się przekonanie: „Nas to nie dotyczy, jedziemy tylko do pięciogwiazdkowego kurortu”. A to jedna z największych bzdur. Zawsze powtarzam: do hotelu nie dopływają osobne „złote rury” kanalizacyjne, woda jest taka sama jak obok w wiosce. Miałem choćby przypadek znanej Polki na Zanzibarze, której syn w luksusowym hotelu zachorował na dur brzuszny, bo jedzenie przygotowywano wodą z kranu. Szczepienia to konieczność.
Do tego dochodzi brak ubezpieczenia podróżnego, wielu wyobraża sobie, że będzie jak w Europie, a tam trzeba najpierw wyłożyć ogromne pieniądze, a dopiero później ubiegać się o zwrot. To wszystko wynika z lekceważenia ryzyka i myślenia: „Nas to nie dotyczy”.
Jak więc wygląda wzorcowe przygotowanie?
Zaczyna się od konsultacji medycyny podróży, najlepiej sześć–osiem tygodni przed wyjazdem. Najwygodniej rozpocząć od teleporady, bo nie każdy lekarz rodzinny zna specyfikę takich wizyt, a poradni medycyny podróży jest w Polsce niewiele. Po konsultacji pacjent dostaje listę zalecanych szczepień i może je wykonać w swojej przychodni, w aptece, bo farmaceuci mają już takie uprawnienia, albo w punkcie pielęgniarskim, jeśli jest dostępny.
Kolejny krok to przygotowanie apteczki, dopasowanej do kierunku i charakteru wyjazdu oraz zadbanie o ubezpieczenie (EKUZ i dodatkową polisę dopasowaną do charakteru wyjazdu). Ważne też, by leki przyjmowane na stałe zabrać w podwójnej ilości, jeden komplet w bagażu głównym, drugi w podręcznym, na wypadek zgubienia. Podstawowa zasada jest jedna: przed każdą egzotyczną podróżą warto odbyć konsultację medycyny podróży.
Co powinna zawierać apteczka?
To, co zabierzemy do apteczki, zależy od charakteru wyjazdu. Inaczej wygląda pakowanie na safari w Afryce, gdzie dostęp do apteki jest trudniejszy, a inaczej na city break w Europie. Podstawy są jednak zawsze te same: plasterki, gaziki, środek do dezynfekcji, elektrolity, preparaty na oparzenia, filtr przeciwsłoneczny, leki przeciwbiegunkowe i przeciwwymiotne oraz oczywiście te przyjmowane na stałe.
Jeśli ktoś jedzie w miejsce z utrudnionym dostępem do leków, można rozważyć zabranie antybiotyku „na wszelki wypadek”, ale wyłącznie po konsultacji medycznej i z odpowiednimi zaleceniami. Takie leki są wtedy wpisywane do listy podczas wizyty w poradni medycyny podróży.
Czy podróż z małymi dziećmi to dobry pomysł?
Zdecydowanie jestem na tak, ale wszystko zależy od charakteru wyjazdu. Afryka to większe wyzwanie: komary i inne zagrożenia sprawiają, że dziecko jest tam bardziej narażone. W Europie, Australii czy Stanach jest zdecydowanie łatwiej. Paradoksalnie kilkulatek potrafi być większym wyzwaniem niż sześciomiesięczny maluch, bo wszystkiego dotknie i spróbuje. Ale zawsze zachęcam rodziców do podróżowania z dziećmi, to świetne doświadczenie.
Czyli nie ma limitu wieku?
Absolutnie nie.
Byłeś na miejscu z uczestnikami programu „Afryka Express”. Jakie zdrowotne wyzwania wiążą się z takimi produkcjami, zarówno dla ekipy, jak i uczestników?
Przygotowanie do „Afryki Express” to dla mnie największe wyzwanie organizacyjne spośród wszystkich dotychczasowych wyjazdowych programów. Przemieszczaliśmy się po dwóch krajach, często trafialiśmy do miejsc, gdzie dostęp do lekarza czy szpitala był praktycznie zerowy. Bywało, że lądowaliśmy w wioskach Masajów, więc o pomoc medyczną trudno, zdarzało się wręcz, że to ja udzielałem pomocy miejscowym, bo usłyszeli, że jest lekarz. Na taki wyjazd zabieram własny zestaw leków i sprzętu, przewidując najczęstsze problemy.

Jak one zwykle wyglądają?
Najczęstsze problemy to urazy, skręcenia, skaleczenia, rozcięcia. Dlatego przygotowanie szczepienne to absolutna podstawa. Bez tego nie wyjeżdżamy, bo nie ma możliwości, żebym za każdym razem, gdy ktoś się skaleczy, jechał do szpitala i szukał szczepionki przeciw tężcowi, a w tamtych warunkach to wcale nie jest proste.
Takie drobne, „plasterkowe” sprawy oczywiście się zdarzają, dlatego zawsze instruuję, żeby każdy miał przy sobie część swoich leków, a w każdym busie produkcyjnym jest apteczka z podstawowym wyposażeniem, leki przeciwwymiotne, przeciwbólowe, paracetamol, środki do dezynfekcji, maseczka do reanimacji, rękawiczki, bandaże elastyczne. Program ma szeroki zasięg, więc nie zawsze mogę być na miejscu od razu, a taka apteczka pozwala udzielić pierwszej pomocy i poczekać na mój przyjazd.
Oprócz tego mam własny, rozbudowany zestaw: leki receptowe, zastrzyki, antybiotyki, a także szybkie testy, w tym na choroby tropikalne. W tej edycji je wykorzystywałem, ale na szczęście nic groźnego nie wykryliśmy. Po kilku sezonach mamy już wypracowany tryb działania.

A zdarzały się jakieś poważniejsze sytuacje w najnowszym sezonie?
W tej edycji mieliśmy sytuację, gdy z uczestnikiem trafiliśmy do szpitala i okazało się, że nie mają nawet gazików do opatrzenia rany ani otoskopu, żeby obejrzeć ucho. Gdyby nie mój sprzęt, nie byłoby jak przeprowadzić badania. Trzeba pamiętać, że nawet w prywatnym szpitalu w Afryce warunki nie są takie jak w Europie, a do tego trzeba zapłacić niemałe pieniądze. Inna sprawa to organizacja transportu. W takich krajach nie ma czegoś takiego, że dzwonimy po karetkę i przyjeżdża w kilka minut. Jeśli wydarzy się coś poważnego, i tak trzeba czekać.
Takie sytuacje zdarzają się często?
Wypadki w trakcie programu się zdarzają. Na przestrzeni wszystkich edycji mieliśmy m.in. skręcenia, urazy głowy, potknięcia podczas łapania stopa czy biegu z kamerą. Dotyczy to nie tylko uczestników, ale i ekipy. Operatorzy patrzą w obiektyw, a nie pod nogi. Technicznie to bardzo trudny format, ale uwielbiam go realizować. Śmieję się, że jestem jedyną osobą w ekipie, której producent życzy, by się nudziła, bo jeśli mam pracę, to znaczy, że coś się stało. A jednak różne sytuacje się zdarzają, także wynikające ze zmęczenia, stresu, słońca czy przegłodzenia.

Na czym polega specyfika leczenia w takich warunkach?
Leczenie w takich warunkach jest inne, np. nie stosuję kroplówek w terenie, bo to otwarte wrota do infekcji, a uczestnicy biegają po miejscach, gdzie warunki są dalekie od sterylnych. Zdarzyło mi się nawet szyć rany w szpitalu w Afryce, gdzie lekarka przyznała, że nigdy tego nie robiła i poprosiła, żebym wykonał zabieg. W Europie byłoby to niemożliwe ze względów formalnych, w Afryce to często jedyny sposób, by udzielić pomocy.
Ile miejsca zajmuje Pana medyczne wyposażenie?
Wożę dużą, czerwoną walizkę, prawie 30 kilo. Mam w niej wszystko: od otoskopu, przez ciśnieniomierz i oksymetr, po leki i sprzęt iniekcyjny. W wielu miejscach brakuje podstawowych narzędzi, więc wolę być przygotowany. Zdarzało się nawet przepakowywać na lotnisku, bo linia lotnicza nie chciała przepuścić nadwagi. Śmieję się, że to mój „kociołek druida” na każdą sytuację.
A czy sam potrzebował Pan pomocy podczas programu?
Raz skręciłem kostkę, wychodząc z auta. Założyłem opaskę uciskową i na szczęście to była najpoważniejsza „przygoda” w mojej pracy na planie.
Czy zdarzyło ci się podczas kręcenia programu pomyśleć: „to za dużo, musimy przerwać”, np. w przypadku choroby zakaźnej?
Lubię wyzwania i nie panikuję, reaguję, robię, co mogę. Największym wyzwaniem jest izolacja – w terenie jesteśmy blisko siebie, nie zawsze da się odseparować chorych, ale do tej pory nie było sytuacji, w której choroba sparaliżowałaby pracę nad programem. Uwielbiam go realizować, mimo trudnych momentów.
Tanzania i Kenia – na czym polegają największe wyzwania medyczne w tych krajach i czym się różnią?
W obu krajach zagrożeniem są dzikie zwierzęta. My cieszymy się na widok żyrafy czy zebry, ale trzeba pamiętać, że uczestnicy mieszkają w terenie, wśród zwierząt, a psy w ogóle nie są szczepione.
Ogromnym problemem są komary przenoszące żółtą febrę, malarię, dengę czy chikungunyę. Profilaktyka w sprayu pomaga, ale nie daje stuprocentowej ochrony, a realizacja programu często trwała do późna, gdy komary są najbardziej aktywne.
Do tego dochodzi upał, ryzyko odwodnienia i udaru słonecznego. Uczestnicy i ekipa przemieszczają się w pełnym słońcu, więc dbamy o stały dostęp do wody, elektrolitów i ochrony przeciwsłonecznej. Kenia ma lepsze zaplecze medyczne i hotelowe. W Tanzanii, przy poważniejszych problemach zdrowotnych, pacjentów kieruje się do Nairobi. Tam baza hotelowa bywa bardzo skromna: brak toalet, pluskwy, ogólnie niższy poziom czystości. Trzeba być świadomym, że w Afryce idealnie nie będzie.
Czy były lokalne potrawy, których zabraniałeś jeść uczestnikom?
W programie uczestnicy mieli za zadanie zjeść bardzo specyficzne, lokalne specjały. Zawsze dbamy, by produkty były bezpieczne, ale reakcje są różne. W poprzednich edycjach uczestnicy jedli żółwie jądra czy krew węża.
Dla mnie to też wyzwanie, ale sam je podejmuję, choć poza kamerą. Testuję na sobie – jeśli mnie nic nie było, a ktoś inny poczuł się gorzej, to znaczy, że przyczyna jest gdzieś indziej. Jestem chodzącą fabryką szczepionek, więc może mam łatwiej, ale lubię próbować – w Afryce jadłem różne miejscowe przysmaki i nie mam z tym problemu.
Gdybyś miał podać jedną zasadę bezpiecznego podróżowania, jak by brzmiała?
Przygotuj się do wyjazdu. To obejmuje wszystko – wiedzę, dokąd jedziemy i po co, co będziemy robić, przygotowanie apteczki, siebie, ubezpieczenia. To klucz do bezpiecznej podróży, nie tylko w sensie medycznym.


Łukasz Durajski (znany w internecie jako @doktorekradzi)- wakcynolog, lekarz, rezydent pediatrii, ekspert medycyny podróży. Prezes Polskiego Towarzystwa Telemedycyny, Dyrektor Instytutu Zdrowia Dziecka, członek American Academy of Pediatrics (AAP), WHO Europe; Krajowy Komitet Weryfikacyjny ds. Eliminacji Odry i Różyczki Katedra Medycyny Rodzinnej; Warszawski Uniwersytet MedycznyKlub Młodych Wakcynologów Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.