Łukasz Żygadło

W jednym roku policzyłem, że samolotami przelecieliśmy z drużyną klubową dystans równy 3,5 okrążenia kuli ziemskiej. Ratowały mnie krótkie, dwudniowe wypady nad ciepłe morze.

Jaki styl podróżowania jest ci najbliższy?

Miałem szczęście trafiać do różnych miejsc w czasach, kiedy turystyka nie była jeszcze tak intensywna: małe lotniska, dopiero powstająca infrastruktura, to miało w sobie coś ekscytującego. Zamiast dwóch tygodni leżenia na plaży wybierałem objazdówki: odkrywanie nowych miejsc, lokalną kuchnię, nurkowanie, wędrówki. Taki aktywny relaks był i wciąż jest dla mnie najlepszą formą odpoczynku.

Pamiętasz moment w podróży, kiedy poczułeś „to jest moje miejsce na ziemi”?

Nauczyłem się, żeby nie składać takich deklaracji zbyt szybko. Na początku podróży człowiek jest w euforii, wszystko wydaje się idealne, a to potrafi mocno zafałszować rzeczywistość. U mnie ta euforia szybko przechodziła w poszukiwanie równowagi, w układanie codzienności i cieszenie się nią. Dziś najmocniej trzymają mnie Polska i Włochy, kawałek serca zostawiłem też w Portugalii. Na nowo, podczas Igrzysk, zachwyciłem się Paryżem, choć jest to miasto, które znam dobrze.

Zostaw kawałek serca w Portugalii!

Odebrałeś też wyróżnienie honorowego obywatela Trento (Trydentu).

Trentino to region górski, a jego mieszkańcy to górale, inni niż Włosi z centralnych czy południowych regionów. Na początku bywają powściągliwi, ale gdy cię zaakceptują, przyjmują jak swojego.

Wiele zawdzięczam temu miastu i klubowi. Rozwinąłem się tam nie tylko sportowo, ale też jako człowiek. Nauczyłem się języka, poznałem kulturę wina i kuchni, ale też zobaczyłem, jak ważna jest lokalna wspólnota i życie w zgodzie z naturą. Do dziś czuję się tam jak w domu. To wyróżnienie ma dla mnie ogromną wartość. 

Byłeś gdzieś dzięki siatkówce, dokąd prawdopodobnie z innego powodu byś nie dotarł?

Myślę, że takim miejscem może być Birma (Myanmar), gdzie rozgrywane były Klubowe Mistrzostwa Azji. Najmocniej zapamiętałem wizytę w pagodzie, czyli buddyjskiej świątyni, z której tarasu rozciągał się widok na dolinę pełną złotych kopuł i świątyń.

Podczas turnieju przeżyliśmy też trzęsienie ziemi, mecz został przerwany, a zawodnicy musieli opuścić halę. Ostatecznie udało się jednak dokończyć rozgrywki i wywieźć z Birmy Klubowe Mistrzostwo Azji, jedno z dwóch w mojej karierze.

Coś jeszcze cię tam zaskoczyło?

W hotelu na szwedzkim stole jednym z podstawowych dań był gotowany kurczak posiekany razem z kośćmi. Jedzenie tego trwało wieki. Kiedy poprosiliśmy o filety, menedżer wyjaśnił nam z pełną powagą, że kości są niezbędne, bo tylko po nich można poznać, że to naprawdę kurczak (śmiech). Rok później kolejne mistrzostwo zdobyłem w równie ciekawym miejscu – w Wietnamie.

Łukasz Żygadło
[c] Łukasz Żygadło

Takie wyjazdy pomagają pewnie lepiej zrozumieć różnice między ludźmi. 

To codzienność, wspólne posiłki, treningi, zwykłe chwile najwięcej pokazały mi, jak tradycje i styl życia kształtują ludzi.

Na Półwyspie Jamalskim w zimie mróz sięga -45°C, ale mieszkańcy powtarzają, że to nie temperatura jest najgorsza, tylko wiatr. Pamiętam, jak pewnego dnia pojawiło się słońce, wiatr osłabł i na termometrach było „tylko” -25°C. W lokalnej telewizji prezenter pogodowy zachęcał wtedy do spacerów przy pięknej aurze – i to była najlepsza lekcja, że pojęcie „ładnej pogody” zależy od miejsca.

W Katarze można doświadczyć niezwykłej ciszy pustyni, a tradycyjne posiłki, baranina z ryżem jedzona rękoma na dywanie, pokazują prostotę i wspólnotowy charakter spotkań. Na Serengeti dzień budzi się dźwiękami zwierząt, a w Brazylii kontrast między plażą Copacabany a pobliskimi fawelami przypomina, jak blisko siebie mogą istnieć zupełnie różne światy.

Czy któraś kultura szczególnie ukształtowała twój sposób myślenia o zwycięstwie i porażce?

Każda wniosła coś innego. We Włoszech nauczyłem się równowagi, systemu i dyscypliny, ale z miejscem na kreatywność. W Iranie i Turcji zrozumiałem, że emocje są nieodłączną częścią gry – bez rywalizacji trening traci sens. W krajach, gdzie dominuje porządek i powtarzalność, system sam w sobie daje fundament do sukcesu. Z czasem zrozumiałem, że w zależności od kultury potrzebny jest inny, elastyczny system motywacyjny, coś, co działa w sporcie, ale jest równie ważne w biznesie i pracy z ludźmi.

Dowiedz się czegoś o sobie i świecie w Turcji

Masz swoje sposoby na przejście z trybu rywalizacji do odpoczynku?  

Były sezony, w których praktycznie nie miałem wakacji, po klubie od razu zaczynało się zgrupowanie reprezentacji. W jednym roku policzyłem, że samolotami przelecieliśmy z drużyną klubową dystans równy 3,5 okrążenia kuli ziemskiej. Ratowały mnie krótkie, dwudniowe wypady nad ciepłe morze, zazwyczaj wtedy, gdy po przylocie z klubu na kadrę mieliśmy wolny weekend. Trochę słońca, kąpiel w słonej wodzie i energia wracała.


Naukowcy potwierdzają, że nawet krótki wyjazd ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Rafał Sowiński w artykule „Czy podróże są zdrowe? Naukowcy już to wiedzą” prezentuje badania, które potwierdzają, że zmiana otoczenia, choćby na kilka dni, pozwala zredukować stres i poprawić nastrój. Zaledwie dwa dni w nowym miejscu mogą sprawić, że wrócisz do codziennych obowiązków z nową energią i świeżym spojrzeniem.


Łatwo się adaptowałeś do nowych miejsc i wyzwań?

Każdy wyjazd traktowałem jak przygodę. Zanim poleciałem do nowego miejsca, rozmawiałem z zawodnikami i trenerami, którzy już tam grali. W psychologii mówi się o pięciu etapach adaptacji: euforia, kryzys, poszukiwanie równowagi, adaptacja właściwa i integracja. U mnie zwykle wyglądało to inaczej, z euforii od razu przechodziłem do szukania równowagi, pomijając fazę kryzysu. Traktowałem zmiany jak coś naturalnego i inspirującego.

Odbyłeś podróż, która dała ci podobny zastrzyk adrenaliny jak mecz o medal?

Safari w Serengeti. Przygody zaczęły się już na lotnisku w Zanzibarze, kiedy z dwóch biletów został tylko jeden. „Hakuna matata” – usłyszałem, czyli w suahili: „nie ma problemu, wszystko będzie dobrze”. I faktycznie udało się dolecieć, ale nie w okolice hotelu, jak planowano, tylko do Arushy, oddalonej od celu o ponad 400 km, u stóp Kilimandżaro.

Około 15:00 wsiedliśmy do jeepa z rangerem i ruszyliśmy w stronę sawanny przez krater Ngorongoro. Po drodze zatrzymaliśmy się w lokalnej pizzerii. Miejscowi pytali nas, dokąd jedziemy, a gdy odpowiadaliśmy „do Serengeti”, ich grymasy jasno sugerowały, że coś jest nie tak. Dopiero kierowca wyjaśnił, że bramy Serengeti zamykane są przed zachodem słońca, a po zmroku ruch samochodowy jest zabroniony, bo dzikie zwierzęta chodzą wtedy swobodnie po parku.

Zdążyliście?

Zdążyliśmy do pierwszej bramy, a potem zaczęła się prawdziwa walka z czasem. Emocje były silne. Do hotelu dotarliśmy zmęczeni, ale z wrażeniami, które starczyłyby na kilka tygodni. Było warto, tym bardziej, że to były czasy bez smartfonów i social mediów. Człowiek chłonął chwilę w stu procentach.

Co sprawiło, że przekazałeś medal z 2006 roku na aukcję charytatywną?

Ten medal był dla mnie wyjątkowy – po wielu latach Polska znów stanęła na podium mistrzostw świata. Pomyślałem jednak, że może on mieć większą wartość niż tylko leżenie w gablocie. Dlatego postanowiłem wystawić go na aukcję, z której dochód został przeznaczony na budowę domu przy szpitalu dla rodziców chorych dzieci. To właśnie ich historie i widok matek i ojców czuwających przy łóżkach swoich pociech, zmuszonych do spania na krzesłach, uświadomiły mi, że skoro jestem zdrowy, to naprawdę niczego mi nie brakuje.

Medal wylicytował mieszkający  w USA Polak, znany jako Ziggy. Gdy zadzwoniłem, by upewnić się, że przesyłka dotarła, usłyszałem o niego, że on też chce podzielić się swoim srebrem. Chwilę później dostałem zdjęcie srebrnego Harley‑Davidsona V‑Rod, którego oddał na kolejną aukcję.

Ta historia miała ciąg dalszy.

W kolejne wakacje Ziggy przyjechał do Polski. Podczas uroczystości, gdy przekazywał kluczyki do Harleya nowemu właścicielowi, niespodziewanie oddał mi również medal. Zaniemówiłem. Do dziś uważam, że to jedna z najpiękniejszych historii, jakie przydarzyły mi się w sporcie.


Łukasz Żygadło mistrz świata w siatkówce

Łukasz Żygadło – utytułowany polski siatkarz, olimpijczyk z Londynu 2012, obecnie prezes klubu PlusLigi KS Norwid Częstochowa. Przez ponad 30 lat związany z siatkówką jako zawodnik, lider zespołów i działacz sportowy. W trakcie kariery reprezentował 18 klubów w 7 krajach, zdobywając mistrzostwa Polski, Włoch i Iranu, trzykrotnie sięgając po tytuł klubowego mistrza Azji, a także triumfując w Lidze Mistrzów i Klubowych Mistrzostwach Świata. W barwach reprezentacji Polski rozegrał 247 spotkań, zdobywając medale mistrzostw świata, Europy oraz Ligi Światowej. Za osiągnięcia sportowe został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i Złotą Odznaką Ministra Sportu, a także wyróżniony tytułem Honorowego Obywatela Trydentu.

Po zakończeniu kariery zawodniczej rozwijał kompetencje technologiczne, m.in. w obszarze programowania i projektów startupowych, uczestnicząc w programie LSP w Qatar Incubator Center w Doha. Dziś, jako prezes Norwida Częstochowa, łączy sportowe doświadczenie z nowoczesnym podejściem do zarządzania – wspiera rozwój klubu, dba o szkolenie młodzieży i stara się budować most między tradycją siatkówki a jej przyszłością. Równolegle angażuje się w projekty technologiczne związane ze sportem, wykorzystując wiedzę cyfrową zdobytą poza boiskiem.


Przeczytaj również:

1 6 7 8 9 10 11 12 124

FAQ

Hanna Sieja-Skrzypulec

Literaturoznawczyni, copywriterka i instruktorka pisania. Autorka „Twórczego pisania na gruncie polskim”, scenariuszy filmowych oraz artykułów poświęconych kreatywności. Kocha mikropodróże, szwendanie się po miastach oraz wędrówki przez pola i lasy. Lepiej nie pytać jej o drogę.

Instagram

Szukasz konkretnego miejsca?